poniedziałek, 19 czerwca 2017

Przyszlość - Epizod 3.

Przyszłość III – Przebudzenie...

Trzeci z czterech epizodów..., wczoraj opublikowałem 1 cz

Wstrząs, wielością zakłóceń rozchodzący się po osłonach ekranujących 
Matkę, dla mnie był jedynie zapisem, odtworzonym tuż po dawkach 
hormonów i enzymów - poprzez które Matka przebudziła umysły wszystkich 
Podłączonych...

Przebudzenie jak zawsze przyniosło ból z jakim żywa tkanka reagowała
na gwałtowne przejście ze stanu zawieszenia w stan pełnej świadomości.
Sprawdzenie systemów, powodu zakłócenia i stopnia zagrożenia, zajęło 
Matce ledwie 3 milionowe sekundy, lecz mój umysł potrzebował całe 20 
sekund by w pełni zorientować się w sytuacji.
Włączyłem sensory i kamery, które od dawna zastępowały mi prymitywne,
organiczne - atawistyczne zmysły. W przestrzeni wokół Matki dochodziło 
do kolejnych, licznych detonacji, stopniowo osłabiających standardowe 
osłony siłowe pancerza.

Badanie długoogniskowych i radarowych namiarów taktycznych 
natychmiast wyeliminowało przyczynę naturalną - jak wejście w ogon 
komety, czy spotkanie z rojem meteorów. Takie zdarzenia miały już miejsce 
w przeszłości - bowiem Matka była często zbyt zajęta swoimi badaniami 
i kontrolą kierunku lotu, by przejmować się tego typu - jedynie pozornymi
niebezpieczeństwami. Niemniej tym razem mieliśmy do czynienia z inną 
sytuacją. Oto ledwie przed sekundą na osłonach Matki zdetonował pierwszy 
pocisk nuklearny!

A zatem to Obcy. Obca nam cywilizacja. 

Struktura i parametry rozbłysków wskazywały na prostą broń atomową, 
o stosunkowo niewielkiej mocy. Jednak nadlatywało tych pocisków wiele, 
zbyt wiele by je ignorować - jeszcze pół godziny i mogą spowodować 
przepalenie przynajmniej części z najstarszych generatorów osłon... 
Na szczęście ciągłe zmiany i samo-unowocześnienia Matki dały nam wyjątkowo
skuteczne narzędzia do obrony. Zadziwiało mnie, jak pod-SI Matki - zawsze 
dbają też o unowocześnienie naszego interfejsu i zapewnienie kolejnych, 
technologicznych niespodzianek, usprawniających i tak niesamowity
zakres percepcji i reakcji... Teraz po prostu włączyłem się w sieć interfejsu,
przenikając przez setki obrazów pokazujących pełny, sferyczny obraz sytuacji.
Połączyłem się też z pozostałymi Podłączonymi (w liczbie 1200).
Choć byliśmy zredukowani do cybernetycznie odżywianych mózgów 
i rdzeni - dzięki naszej wyobraźni i kreatywności nadal bywaliśmy pomocni 
w sytuacjach wyjątkowych. Myślę zresztą, że tylko z tego powodu Matka 
obdarza nas niemal nieśmiertelnym, a zarazem ciekawym życiem...
Wszyscy Podłączeni mieli podobne zdanie, zatem rozpoczęliśmy natychmiast
przegląd najbliższej przestrzeni wokół Matki, oraz kalibrację systemu 
obronnego... Matka mogła wprawdzie odlecieć, jednak najwyraźniej 
wolała zbadać fenomen spotkania, najwyraźniej innego, rozumnego gatunku.

Jeden z sensorów dalekiego zasięgu odkrył w końcu pierwsze źródło ataku.
Ostrzeliwała Matkę niewielka jednostka o charakterystyce tonażu podobnej
do dawnych, ludzkich niszczycieli. Bojowy okręt nieznanego wroga wypluwał
z siebie właśnie kolejną rakietę. Ślad termiczny i prędkość pocisku potwierdzały
poziom technologiczny / podobny cywilizacji ludzkiej z wieku XXII, zatem dość
prymitywny... Przekazał tę informację i natychmiast zaczęli przeszukiwać 
przestrzeń z pomocą sensorów dalszego zasięgu - by w ciągu minuty czasu 
standardowego odnaleźć 100% jednostek Obcych. 
Zarazem odkryliśmy też prawdopodobny powód ataku - Stację Kosmiczną 
ulokowaną dokładnie na trasie przelotu Matki, a zarazem zadziwiająco daleko 
od orbit planet układu binarnego, w pobliżu którego właśnie przemieszczało 
się jej syntetyczne ciało... Obecnie Matka była ogromna, rozrost był przejmujący
nawet dla nas, gdy uświadomiliśmy sobie, iż ponad 100-krotnie przekroczyła 
już wielkość pierwotną - nieco tylko większą niż rozmiary naszej pradawnej Ziemi.
Matka poruszała się wykorzystując stabilizowany i kontrolowany przebieg 
reakcji nuklearnych w plazmie - będącej kiedyś jądrem Ziemi... 
Napęd plazmowo - grawitacyjny oparty był na urządzeniach, dla jakich ludzki 
umysł nie znajdował właściwej nazwy, zresztą, żaden z Podłączonych 
nie zabiegał o poznanie tej technologii, w 100% wytworu myśli technicznej SI 
- którą od tak dawna nazywaliśmy Matką.... Grunt, że napęd ów zapewniał 
stabilny, teoretycznie niemal nieskończony lot z dowolną prędkością, a choćby 
i bliską prędkości światła...
Obecnie, na szczęście dla obcych, Matka przemieszczała się trybem badawczym,
sięgającym ledwie około 0,05% prędkości światła. Z rejestratorów natychmiast
poznaliśmy przyczynę tego stanu - pragnienia przeanalizowania danych płynących
z sygnatur energetycznych na powierzchni czterech z sześciu planet układu
binarnego - któremu przyporządkowała numer statystyczny 1433.
Zatem Matka, jak zwykle, obudziła nas dopiero gdy istnienie życia stało
się oczywiste..., choć pierwszy raz, w taki sposób.
Krótkie sprawdzenie obwodów pozwoliło na stwierdzenie szokującej prawdy.
Tym razem przespaliśmy blisko 3 tysiące lat standardowych... 
Wdzięczni byliśmy Matce za opiekę i sny, które pozwoliły naszym mózgom 
przetrwać tak długo, nie mieliśmy pretensji jeśli nie byliśmy niepotrzebnie 
budzeni. 
Czwarty - dziesiąty z Podłączonych zajęli się pociskami obcych - po prostu 
uruchomili obronę standardową - 2,5 tysiąca wiązek laserów wysokiej mocy, 
w pionowej i poziomej osi ciała Matki... Udało się i ostrzał chwilowo przestał 
być groźny, a Matka po wskazaniu powodu ataku wyhamowując zmieniła 
kierunek lotu i omijając Stację Kosmiczną Obcych zaczęła zbliżać się 
do pierwszej, zarazem największej z zamieszkałych planet. 
Struktura reakcji atakujących zmieniła się diametralnie, a my z przerażeniem uświadomiliśmy sobie, gdzie popełniliśmy błąd. Po szybkiej re-konfiguracji 
komunikatu dla Matki, przekazaliśmy jej konieczność nawiązania Kontaktu, 
bo sygnatury napędów podpowiedziały nam, iż obcy gotowi są przypuścić ataki 
samobójcze - mało groźne dla nowych systemów obronnych okrętu, ale PO
takiej akcji trudno byłoby oczekiwać nawiązania skutecznego kontaktu... 
Przekazaliśmy zatem Matce konieczność jednoczesnego włączenia wszystkich 
systemów obronnych - w tym tarcz powstrzymujących - i próby nawiązania 
kontaktu na wszelkie znane nam sposoby.

Ogromny statek obcych wszedł w zasięg receptorów biocybernetycznych patroli
około-systemowych w czasie standardowym A / 25 godzin 11 minut czasu
planety Greeentex. Natychmiast powiadomiono o tym Stację Patrolującą,
umieszczoną właśnie w tym celu w przestrzeni pomiędzy gwiazdami
systemowymi - w miejscu na tyle odległym od planet, by dać im jak najwięcej
czasu na ewentualną reakcję. Ta niewątpliwie słuszna idea niegdyś pozwoliła
uniknąć ataku rasy Jardian, wytępić ich i zająć ich planety, a potem osłoniła
kilkakroć cały układ binarny przed rojami meteorów i asteroidami, grożącymi
zniszczeniem życia na niektórych z zamieszkałych planet. Obecnie ponownie
system wczesnego ostrzegania kosmicznego - wykazał swoją przydatność,
choć mogło by się to nie udać - gdyby nie sensory dalekiego zasięgu sond,
wysyłanych od lat w dalsze rejony przestrzeni międzygwiezdnej.
Dzięki temu zauważono nagłe pojawienie się ogromnego obiektu kosmicznego,
zapewne wywołane gwałtownym hamowaniem, jakie zakłóciło fluktuacje
ciemnej materii w danym rejonie przestrzeni. Niemal natychmiast stało się jasne,
że jest to obiekt sztuczny, obcego pochodzenia. Mimo wielkiej wydajności
obu systemów Układu, technologia nie była jeszcze tak zaawansowana,
by choć pomyśleć o stworzeniu konkurujących wielkością kosmolotów.
Nawet stacja kosmiczna wczesnego ostrzegania, była dwakroć mniejsza
od systemowych księżyców… Niemniej dzięki utrzymywaniu silnej obrony
około układowej i stałej Floty bojowej, istniała nadzieja na powstrzymanie
ewentualnego ataku obcych. Tak przynajmniej myślano, gdy odkryto,
że Stacja kosmiczna i Obiekt są na torze kolizyjnym, a obcy skanują
sygnatury energetyczne zamieszkałych planet Układu. Natychmiast ogłoszono
alarm bojowy i mobilizację Floty. Na szczęście owalny kosmolot zwolnił
na tyle, że istniała nadzieja bezpośredniego i zarazem rozproszonego ataku
na osłony okrętu. Dowództwo badając sygnatury osłon obcych doszło
do wniosku, że dadzą radę je uszkodzić, przypuściliby wówczas abordaż
i zabijając obcych zdołali by być może przebadać ich technikę. Ba, możliwe, 
przy okazji zdobywając nieprzecenianą jednostkę do kolejnych inwazji... 
Niestety, tuż po trzeciej salwie, sygnatury energetyczne i pola siłowego 
i samego okrętu Obcych zwiększyły się 10-krotonie, co świadczyło 
o błędnej ocenie zaawansowania technologicznego obcych. 
Pozostawał plan B - zniechęcenie Obcych do dalszego pobytu w Układzie. 
Na spotkanie obiektu wysłano więc w pełni uzbrojone statki 
Pierwszej Floty, w liczbie 19 niszczycieli i 6 ciężkich krążowników. 
Uzbrojenie taktyczne powinno bez problemu przeciążyć najlepsze 
nawet osłony elektromagnetyczne. 
Wielka szkoda, że nie dokończono broni opartej na nowej technologii,
bo można by było zniszczyć okręt, od razu destabilizując wszelką
aktywność elektromagnetyczną w jego wnętrzu. Niestety, w tej chwili 
możliwe było jedynie śledzenie i analizowanie możliwości zewnętrznych 
sygnatur mocy, jakie objawiał okręt obcych. 
Nie można było jednakże sprawdzić w jaki sposób się przemieszcza,  
założono więc, że jak i u Jardian, może chodzić o jakiś, acz
bardziej zaawansowany - system napędu grawitacyjnego…
Pierwsza Flota dotarła tymczasem na miejsce i zaczęła okrążać 
powolny w tej chwili okręt obcych. Najwyraźniej nie wykryli dotąd 
zamaskowanych 4 niszczycieli rakietowych obrony Stacji, zatem istniała 
nadzieja, że atak przebiegnie szybko i bez strat własnych. 
Ostrzał rozpoczęto jednocześnie, bazując na wyzerowanych i dokładnie 
ustawionych zegarach pokładowych.
Niszczyciele o tonażu 4000 ton, uzbrojone w 12 wyrzutni dziobowych mogły
przenosić na pokładach ilość rakiet dalekiego zasięgu, pozwalającą na 
oddanie 24 pełnych salw. Dawało to niemożebną do zignorowania siłę ognia.
Nigdy dotąd nie koncentrowano takiej siły ognia na jednym obiekcie, acz też
nigdy dotąd nie potkali się z tak dużym okrętem... 
Ne cieszyli się długo - nagłość kontrataku zupełnie ich zaskoczyła. 
Oto ujawniły się potężne działa laserowe, gęsto rozmieszczone wzdłuż 
pionowej i poziomej osi obcego okrętu, jedną salwą niszczące wszystkie 
wystrzelone dotąd pociski...  
W tej sytuacji dalszy ostrzał rakietowy stracił sens... 
Tak ogromny okręt musiał dysponować równie potężnym źródłem
 energii..., salwa laserowa w ogóle go nie spowolniła, ba, 
zaczął zmieniać kierunek lotu, zbliżając się ku planecie Grroty!  
Następnie statek zwolnił, ponownie zmieniając kurs, by nie zderzyć się
z planetą... i niemal zastopował. Taka nonszalancja była niezrozumiała,
zakrawała na głupotę, bądź pewność, że obrońcy planet nie mogą uczynić 
wrogowi żadnej krzywdy. Założono, że jedyną alternatywą dającą, i tak
niewielkie szanse, jest atak samobójczy niszczycieli Pierwszej Floty.
Nie zdołano jednak przeprowadzić ataku, bowiem powstrzymał ich rozkaz
dowódcy połączonych Flot, Gra-ker-kela. To, co ujrzano, ponownie skanując
obcy okręt, wzbudziło w nas przerażenie... Nagły, niesamowity ponad
100 krotny wzrost aktywności energetycznej wokół kosmolotu obcych,
okazał jawnie, co powodowało że nie podjęli żadnej próby ucieczki czy
realnego kontrataku. Okręt obcych włączył nowe osłony energetyczne, 
już pobieżna analiza wskazała, że cała flota detonując samobójczo, 
nie zdołała by ich przebić... Tym razem chodziło o generatory typowe
dla napędów grawitacyjnych, a pole osłonowe po kilku sekundach nabrało 
cech horyzontu zdarzeń! Nie przewidywano nawet możliwości istnienia tego
typu technologii, wątpliwe stało się, byśmy zdołali zrobić cokolwiek...
Marazm nie leżał jednak w naszej naturze, a kapitulacja nie wchodziła w grę.
Ogrom statku obcych, większego dwakroć od największej planety obu Układów,
jego sygnatury... Zdumienie wzrosło, gdy sensory odnotowały emisję radiową
i laserową - wyraźnie dzielone - w formie języka binarnego. Zachowano jednak
ciszę. Nie wyobrażaliśmy sobie negocjacji pokojowych po tym, gdy sami
zdecydowaliśmy rozpocząć ostrzał obcego okrętu. Z drugiej strony nasz atak
przekreśliłby rozmowę o czymkolwiek. Dowództwo dyskutowało, jednak w 
końcu zwyciężyła myśl - życie i śmierć były naszą podstawową formą egzystencji,
nie było dla nas drogi pośredniej, woleliśmy zginąć niż oddać się w niewolę
lub zaryzykować gorszy los ze strony nieprzewidywalnych, nieznanych obcych.
Wydano stosowane rozkazy obronie planetarnej. Stacje kosmiczne i silosy
rakietowe zostały uaktywnione, kosmolot obcych namierzano aktualnie.
Statek obcych cały czas skanował wszystkie cztery planety, od niejakiego
czasu skupiając się szczególnie na śladach wojny nuklearnej i pozostałościach
miast Jardian. Nie zwracając na to uwagi, przygotowaliśmy się do największego
ataku kosmicznego jaki był dotąd losem naszej rasy. Na czterech zasiedlonych
planetach, ich księżycach, na Stacjach i okrętach Floty Bojowej skoncentrowano
około 2 milionów wyrzutni rakiet. Takiego ataku nic nie powinno przetrwać,
nawet osłony grawitacyjne musiały ulec przeciążeniu, jeśli nie zewnętrznego
horyzontu zdarzeń, to wewnętrznej równowagi energetycznej, to mogło,
choć nie musiało doprowadzić nawet - do implozji całego okrętu!
Owszem, stracilibyśmy wówczas przynajmniej pierwszą z planet układu,
lecz innego wyjścia nie dostrzegaliśmy. Wyrzutnie zostały aktywowane...

Sensory dalekiego zasięgu nagle i bez ostrzeżenia, zamiast odpowiedzi 
na różne sposoby próby porozumienia, powiadomiły nas o nasileniu 
sygnatur energetycznych typu militarnego i to wszędzie - w całej 
przestrzeni układu...
Ilość możliwych źródeł ostrzału bronią nuklearną skłoniła do wniosku,
by Matka uaktywniła obronę antyrakietową, oraz kontrbroń energetyczną
i kinetyczną. Wydało nam się, że obcy nie chcą kontaktu i nie chcą 
też wypuścić Matki z okolicy zamieszkałych planet. Irracjonalna dla Matki 
reakcja obcych - nam wydała się dość oczywista - zdjęcia wykonane przez 
kamery dalekiego zasięgu wskazywały na swoisty wygląd floty bojowej, 
a obrazy z planety przekonały nas, iż mieszkańcy pochodzą od form 
drapieżnych, zatem zapewne znacznie bardziej agresywnych i zaborczych, 
niż dawna cywilizacja ludzi...
Bez odpowiedniej pustki przestrzeni, Matka nie mogła uaktywnić pełnej 
mocy napędu i oddalić się z miejsca zagrożenia, ponieważ zakłócenia  
czasoprzestrzeni mogłyby unicestwić stabilność grawitacyjną całego 
układu binarnego, w tym także i naszą... Poza tym, manewry 
przyśpieszeniowe wymagałyby czasowego wyłączenia nowych 
generatorów osłon grawitacyjnych.
Nie można też było przewidzieć, jakie skutki miałby ostrzał nuklearny tak
wielkiej ilości pocisków detonujących na standardowych osłonach Matki.
W najgorszym razie mogło dojść do przeciążenia wewnętrznej struktury napędu,
albo nawet zdestabilizować kulę plazmy - dająca nam energię potrzebną
do przemieszczania się w przestrzeni kosmicznej.
Z drugiej strony - nie byliśmy czarną dziurą, a obrona w postaci siły analogicznej 
do horyzontu zdarzeń, choć skuteczny, był tylko pozorną formą osłony 
o ograniczonej mocy i nie można było ‘wyłączyć’ jego automatycznej funkcji 
wchłaniania energii detonujących pocisków.
Pozostawało nadal próbować nawiązać kontakt, a w razie ataku, niestety,
odpowiedzieć z pełną mocą, by rozładować energię gromadzoną 
w obronnej warstwie  "horyzontu zdarzeń". Po namyśle za cel kontrataku 
obraliśmy Stacje orbitalne i okręty flot bojowych.
Według badań - skanujących powierzchnię - ta rasa miała już na koncie 
eksterminację innej, inteligentnej kultury - na co wyraźnie wskazywały ślady 
na powierzchni dwóch planet układu. Zatem obrona musiała równać 
się atakowi - a wówczas albo Matka zwycięży, albo nasza podróż w przestrzeni 
zakończy się w tym układzie..., a raczej, w miejscu, gdzie teraz jest, bo eksplozja 
tak wielkiej jednostki, musiała by zdestabilizować tutejsze gwiazdy, a o tym co
 stałoby się z powierzchniami planet, nawet nie ma sensu wspominać. 
Matka będzie próbowała uratować siebie, ale i tamtych - bowiem eksterminacja 
obcego gatunku istot rozumnych - nie leżała w jej interesie.
Nawet pokonani - nie będą więc wyniszczeni do imentu, a jednie - czasowo
obezwładnieni. Matka uaktywniła systemy bojowe, my także dostaliśmy swój
udział, sprzęgając z naszymi receptorami wiązki dział laserowych, właśnie
aktywowanych wyrzutni dział kinetycznych i wyrzutni rakiet z antymaterią...
Obcy nie mogli niestety wiedzieć czym dysponujemy, choć być może,
gdyby wiedzieli, pozwolili by nam odlecieć…

Obcy nie zaprzestali prób nawiązania kontaktu, acz też wciąż rosły
sygnatury aktywności bojowej na powierzchni okrętu. 
Ale teraz nie miało to już znaczenia, bo musieli odkryć sygnatury 
naszego uzbrojenia, a to mogło znaczyć tylko jedno - wiedzieli - że
 popełnili błąd. My jednak nie negocjowaliśmy pokoju po wypowiedzeniu 
wojny, byłoby to poniżej naszej godności. Nie można pozwolić wycofać 
się obcym, więc jedyną możliwością - jakie dopuściła Rada Planet i
Dowództwo - był zmasowany atak. Przed natychmiastową realizacją
tego zadania powstrzymał nas kolejny wzrost i zmiana jednocześnie,
jakim uległy sygnatury energetyczne obcego Kosmolotu… 
Wyglądało na to, że jednak może się obronić. Nie było na co czekać, 
zatem rozkazano atakować!
Miliony rakiet taktycznych pomknęły ku okrętowi obcych...

2. 223.123 lecących ku Matce rakiet z głowicami taktycznymi robiło 
wrażenie, ale świadomość, że nawet połowa może być zneutralizowana 
przez pole siłowe dawała nam duży zapas błędu. Działaliśmy spokojnie, 
namierzając i niszcząc kolejne rakiety z pomocą laserów. 
Wiązki energetyczne uderzały tnąc i dziurawiąc, systematycznie zmniejszając
liczbę wciąż docierających rakiet, lecz nawet sprzężone umysły Podłączonych
i 2.5 tysiąca dział laserowych, nie mogły wyeliminować wszystkich rakiet 
wroga. Osłony wchłaniały zatem uderzenie za uderzeniem... 
Wkrótce "horyzont zdarzeń" wypełnił się energią „po brzegi”... 
Matka zdecydowała zatem, by uaktywnić funkcję dział kinetycznych 
i dziobowe, nigdy dotąd nie używane, eksperymentalne mega-działo 
grawitacyjne...
Pierwszym celem działa stały się systemowe księżyce i Stacje Kosmiczne
orbitujące w przestrzeni Układu... Wedle obliczeń obiekty te były 
odpowiedzialne za 64,8 procenta siły ostrzału Obcych, a zarazem 
wykazywały się niewielkimi sygnaturami żywych organizmów. 
Działo grawitacyjne wypaliło i jeden z bliskich księżyców eksplodował, 
niszcząc mimochodem także 4 ciężkie krążowniki i kilkanaście
mniejszych jednostek wrogich Obcych... Wciąż także niszczyliśmy 
laserami rakiety obcych, a działo grawitacyjne dokonywało destrukcji 
kolejnych celów.
Jednak oczywiste było, że to nie wystarczy. 
Jeszcze trzy strzały i nie będzie już poza-planetarnych celów w tym Układzie, 
a choć ich zniszczenie zmniejszyło ostrzał Matki, kumulacja energii z uderzeń 
pocisków taktycznych wciąż zagrażała stabilności okrętu... 
Uruchomiliśmy zatem działa kinetyczne oraz pociski z głowicami z antymaterią, 
by razić skupiska wyrzutni na najbliższych planetach wroga, oraz co większe
jednostki bojowe w przestrzeni układowej. 
Zmiana zaszła już po drugiej salwie, zmniejszając ostrzał z dwóch najbliższych
planet niemal o 50%. Kolejne salwy pozwoliły zmniejszyć ostrzał na
tyle, by działa laserowe mogły niszczyć 99,3 % wrogich rakiet... 
Teoretycznie mogliśmy w tym momencie odlecieć, lecz resztka floty wroga 
skutecznie nam to uniemożliwiła, zbliżając się do Matki z ewidentnym zamiarem
samobójczych ataków... Wymusiło to skierowanie działa grawitacyjnego ku
okrętom wroga, a także dział kinetycznych i całej, sprzężonej siły dział
laserowych. Takiej sile ognia nic nie mogło się oprzeć...
Tylko jeden okręt, niewielki ścigacz, przedarł się przez obronę i detonował
na osłonach grawitacyjnych...
Potem atak Obcych ustał. 
Pole bitwy wyglądało koszmarnie..., w przestrzeni około-planetarnej 
nie było już żadnej całej jednostki bojowej wroga, ani stacji orbitalnych...,
na powierzchni planet szalały pożary, miejsca po uderzeniach dział
kinetycznych i głowic z antymaterią wyglądały gorzej, niż kratery jakie
wybiłyby niewielkie komety... Straty musiały być ogromne... A jednak,
gdybyśmy pozostali w Układzie, nie był by to koniec bitwy...
Sensory dalekiego zasięgu odkryły bowiem nową flotę bojową, niemal tak
samo liczną jak zniszczona, podążającą ku nam na pełnym ciągu z planet
przeciwległej części układu binarnego... Nie mieliśmy zamiaru z nimi walczyć,
bo mimo dużych szans na wyjście z potyczki cało, zadaliśmy już tej cywilizacji
takie straty, po których wiele dekad zajmie im odbudowa zasobów i odrodzenie 
populacji planet...
Matka wygasiła osłony grawitacyjne, działo dziobowe i większość uzbrojenia,
przerzucając moc do napędu, wycofując się na razie z prędkością około 0,07 %
prędkości światła, by po wyjściu z bezpośredniej bliskości układu przyspieszyć
do prędkości równej flocie obcych (5 % prędkości światła).

Atak okazał się niewystarczający, wrogi okręt jest zbyt trudnym 
przeciwnikiem. Dowódca połączonych Flot Układu wydał rozkaz 
przesłaniu wsparcia niszczonym planetom, lecz mógł on nadejść 
zbyt późno...

Zaskoczyło wszystkich, gdy Obcy miast zniszczyć od końca życie 
na planetach, wyłączył osłony bojowe i większą część uzbrojenia, 
próbując wycofać się z Układu!
Przegraliśmy, zrozumieliśmy to w momencie, gdy obcy przyspieszali...

Matka oddalała się z układu binarnego z niemożliwą dla wrogich jednostek
prędkością 7% prędkości światła..., po czym po 10 milionach kilometrów
przyspieszyła do 15%. Ze smutkiem patrzyliśmy na widoczne nadal obrazy
dokonanych przez nas zniszczeń. Wiedzieliśmy, że Matka rozważała
zniszczenie całej cywilizacji, ale ostatecznie postanowiła nie tracić
potrzebnej na to energii...
Wkrótce znaleźliśmy się w bezpiecznej odległości i wszelkie systemy obronne
zostały wyłączone. Matka obrała nowy cel badań i wciąż przyspieszała,
by po trzech godzinach standardowych ustabilizować prędkość w granicach
70% prędkości światła...
A my, wiedząc, że lot potrwa kilkaset lat, pozwoliliśmy pod-SI wyciszyć nasze
umysły... Tak oto, po ledwie 26 godzinach standardowych bardzo aktywnej
świadomości, znów zapadliśmy w stan snu, marząc o kolejnym Przebudzeniu, 
choć, być może, oby, w bardziej..., komfortowych warunkach.

Paweł Galiński...









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz