piątek, 10 lipca 2015

Pożeracze - epizod III


Noc, kilka godzin po walce z pożeraczem, jedna z niewielkich parafii pod 

Trójmiastem. 

Starsi Łowców i miejscowy proboszcz, zebrali się w krypcie kościoła. 

Ściany pokryte wpuszczonym pod tynk srebrem, a raczej mozaiką srebrnych, 

poświęconych krzyży głuszyły super słuch i nad-zmysły pożeraczy, oraz innych 

gatunków nie-ludzkich.

- Podsumujmy - powiedział ksiądz, gdy tylko skończył odmawiać modlitwę 

- na tym terenie nie ma już pożeraczy?

- Nie, księże, ale pojawił się obcy. Niech ksiądz zobaczy - podał duchownemu 

papiery zabitego niedawno potwora - przypuszczamy, że to jeden z Ojców.

- Ojców, a nie zabiliście przypadkiem wszystkich?

- Nie, wiem, że w latach 80 wydawało się, że tak, ale wkrótce okazało się, 

że angole kłamali, nigdy między innymi, nie dopadliśmy Pierwszego, 

prawdopodobnie mutanta, może opętanego, który zapoczątkował ród pożeraczy, 

choć sam najlepiej pasuje do opowieści o wampirach - on jeden zarażał przez 

pogryzienie, a właściwie przekazanie własnej krwi zwykłym ludziom. 

Paru Ojców też z pewnością przegapiliśmy. Niewykluczone zresztą, że Pierwszy 

wciąż zaraża...

Ksiądz popatrzył poważnie...

- To źle, wielu z nas sądziło, że Pierwszy został już wyeliminowany... 

Zmieniając temat - obiło mi się o uszy, że demony nieprędko uczą się też 

metamorfować, niektóre w ogóle nie opanowują tej sztuczki, a ten, 

jak wspominali Twoi podwładni, robił to wyjątkowo szybko, ba, umiał latać… 

Czy przynieśliście jego prochy? Zachowało się coś, co nadawałoby się 

do badania DNA?

- Tak, Ojcze, nasze sierpy mają takie rowki, hm, trochę wzorowane na ich kłach…, 

gdy wbijają się w ciało, zbierają odrobinki ich ciał i krwi, a złote brzegi kanalika 

utrzymują te szczątki w stanie świeżym.

Widząc skrzywienie ust księdza, wyjaśnił:

- Tak, wiemy, że to trochę irytuje duchownych, ale nic nie możemy poradzić na to,

że właśnie złoto tak dobrze wpływa na Pożeraczy, wiem, że zdarzali się łowcy,

którzy dopuszczali się w związku z tym strasznych herezji...

- Cóż, dziś już nic Ci nie grozi za podobne spekulacje mój synu, zwłaszcza, 

pomijające oczywistą symboliczność złota, jako materiału na przedmioty

liturgiczne...Niemniej wolałbym, byś mi oszczędził szczegółów, rozumiesz?

- Oczywiście Ojcze.

- Macie więc DNA, sprawdzicie kim był, macie jakieś kartoteki? 

Kiedy mogę liczyć na wyniki?

- Wyniki już są - powiedział drugi ze Starszych, przez cały czas piszący i czytający 

coś w przenośnym komputerze - ciekawa sprawa z tym przyjezdnym, zdaje się, 

mamy tu szczątki ostatniego, tym razem naprawdę ostatniego z Romanowów… 

Władimir Romanow, mało znany krewny dziadka ostatniego cara Rosji, 

zresztą nie ma się co dziwić, ani chwalić - łowca uśmiechnął się pod nosem.

- To pewna informacja? - ksiądz wyglądał na mocno wstrząśniętego…

- Tak, pewna, mieliśmy kosmyk włosów ucięty przez naszych poprzedników, 

którzy próbowali go upolować zaraz po tym, gdy się przekształcił. Niestety z tamtej 

grupy przeżył tylko jeden człowiek i to oślepiony, gdyby nie to, mielibyśmy pewnie 

też jakieś wizerunki, w Rosji nie brakowało świetnych malarzy…

Ksiądz usiadł ciężko, popatrzył na łowców, po czym wstał, podszedł do szafki 

obok katafalku i otworzył srebrnym kluczem jedną z szuflad, wyjął z niej plik 

zdjęć i dokumentów. Podszedł do stołu, rzucił nań papiery i zdjęcia, przetarł ręką

zwilgotniałe nagle oczy.

Jeden ze Starszych pochylił się nad papierami, po czym zawołał podwładnego, 

wskazał leżące na stole zdjęcia i spytał:

- Mały, popatrz, to ten?

- O kurde - wyrwało się młodemu łowcy - to ten, panie Starszy, jak nic, ten gościu, 

o ja pierniczę - tu zerknął na skrzywionego księdza, przeżegnał się 

i sapnął zmieszany - sorry Ojcze. Panie Starszy, jak ten gościu był tu za czasów 

Hitlera, był w SS, to jakim cudem żyje, przecież łowcy z Mossadu wytłukli ponoć

wszystkich?

- Ano, widać, nie wszystkich. Przypuszczam, że dla takich drani znalazło 

się po wojnie miejsce za żelazną kurtyną, komuchom byli przydatni tak samo

 jak nazistom, poza tym to Rosjanin z pochodzenia...

- No, Mały, dzięki, ale teraz zmiataj, musimy tu jeszcze z księdzem pogadać.

Gdy młodszy Łowca wyszedł, Starszy popatrzył na księdza.

- Księże, rozumiem, wiedzieliście że ten drań był w SS, mogę spytać jak się 

dowiedzieliście i co on tu robił poprzednim razem?

- On, ta gnida nazistowska - tym razem i ksiądz nie przebierał w słowach

- ten gnój zafajdany ludzi tu mordował, Żydów wywoził, a przy okazji brata 

mojego rodzonego postrzelił, brat mój zdążył powiedzieć, co ten drań gadał, 

zanim zaczął strzelać. W skrócie tyle, że przed nim, ostatnim z Romanowów, 

żaden polski wypierdek, żadna polska świnia, nie będzie się czuć bezpiecznie..., 

na takich jak my, to tylko kula w łeb i naszym szczęściem jest, że krewni nie słuchali, 

gdy radził eksterminację Polaków... - tu ksiądz zachlipał otwarcie.

- Hm, Ojcze - mruknął Starszy - rozumiem, że cieszycie się ze śmierci drania, 

nie miejcie wyrzutów. Tym razem dostał za swoje. Mnie jednak nurtuje jedna 

sprawa. Był bardzo sprawny, niezwykle wręcz jak na Pożeracza półkrwi..., 

urodzonego ze związku Matki i człowieka. Takie mieszańce bywają groźniejsze

i mocniejsze niż te ze związków Pożeraczy, ale żeby aż tak…

- Synu, mówisz o związkach ludzi i demonów, a co z samymi demonami, 

naprawdę mogą mieć dzieci?

- Mogą, ale to jest jakoś tak urządzone, że około połowy dzieci par pożeraczy, 

to strzygi...

Ksiądz wyglądał na zaskoczonego i jakby..., zaniepokojonego ( ? )... 

Zmiótł papiery i zdjęcia ze stołu, schował do sekretarzyka, zamknął 

szufladę srebrnym kluczykiem, po czym usiadł pod ścianą.

- Więc strzygi to dzieci demonicznych par? No coś, ciekawego - mówiąc to, 

ksiądz wcale nie wydawał się zdziwiony, raczej, jakby zastanawiał się, 

po co Łowca mu to mówi...

- Hm, no dobrze, a powiedz mi jeszcze, przyjacielu, jak to się stało, że razem 

z wami walczą wilkołaki, jeszcze niedawno polowaliście na nie, jak i na pożeraczy,

prawda?

- Tak, wilcze plemię choć metamorfuje jak pożeracze i strzygi, a w przeszłości 

bywały między nami zatargi, były ofiary, ale..., przecież ksiądz wie, że były 

gnojone i mordowane przez obie strony. Nic dziwnego, że  postanowiły wybrać 

mniejsze zło. Poza tym, wilkołaki mogą jeść to, co my, nie boją się krzyży, 

chodzą do kościoła jak do każdego innego miejsca i tylko ekstremalnie silne 

uczulenie na srebro łączy je z pożeraczami. Natomiast strzygi to inna kwestia, 

zmienne są, szybkie, wprawdzie starzeją się, ale do końca niebezpieczne..., 

no i trudniej je wykryć, nie reagują na symbole religijne, nie reagują na srebro, 

łatwiej je co prawda zabić, zwykły ołów w łeb i tyle, ale za to mogą się normalnie

rozmnażać, oj, mieliśmy raz w Stanach całe miasteczko strzyg, dosłownie tysiące, 

gdyby nie atomówka...

Ksiądz dziwnie marszcząc twarz, jakby zły na coś, odwrócił się, kecz spytał 

jeszcze:

- Strzygi, pożeracze i wilkołaki, ale są i inne rasy, prawda?

- Ano są, księże, są. W dawnej Rosji i Polsce krążyły opowieści o innych

dziwadłach, borołakach. Nawiasem mówiąc, mamy jednego - wypchanego 
- w sieradzkich lochach podzamkowych. Wedle naszych Wiedzących, jakiś

pożeracz - zoofil, dymał się z niedźwiedziami. Ich potomstwo było bezpłodne, 

coś jak muły…, ale borołaki były jak skrzyżowanie niedźwiedzia, wilkołaka 

i strzygi, ogromne, prawie trzymetrowej wysokości, ważące koło tony w samych

kościach i mięśniach... Siały postrach od Syberii po wschodnie rejony Polski. 

No, u nas i na Ukrainie dość krótko, ludzie u nas krzepcy, szybko wytłukli

i przegnali dziwolągi na Wschód. Tam ponoć jeszcze parę można spotkać 

w syberyjskiej Tajdze... Poza borołakami, są jeszcze utopce i inne bagienne 

stwory, sporo tego, długo by opowiadać. Dawniej były i gryfy, ale od pół 

wieku żadnego nie widziano... Błotnymi i wodnymi stworami zajmują się 

zresztą głównie inne klany łowców, wędkarze, na przykład. 

Aha, nasi sojusznicy z NATO mają jeszcze, te swoje Yeti i Saskłacze... 

Inne jeszcze stwory żyją w Afryce...

- Tak synu - ksiądz w końcu się odwrócił, blado uśmiechnął do łowcy - dziękuję

za piękny wykład, zapamiętam. Ale powiedz mi jeszcze, jak to możliwe, że ten 

demon tak łatwo rozprawił się z wilkołakiem, przecież wilkołaki są większe, 

silne ponoć jak niedźwiedzie, czy goryle, bardzo szybkie i niezwykle sprawne...

Jak to możliwe, że są tak słabe w starciu z pożeraczami?

- Nie wiemy, sami byliśmy zaskoczeni, młodych pożeraczy wilkołaki 

załatwiają bez problemu, mamy wiele przypuszczeń, ale...

- No dobrze, dobrze - ksiądz wzruszył ramionami - nie będę wam już zajmował 

cennego czasu. Zabiliście wyjątkową istotę..., to dobrze, bo wystarczająco 

wiele zła uczyniła. Na tym zakończmy, muszę to sobie przemyśleć, ale proszę 

was, posiedźcie tu jeszcze kilka dni, mam dziwne przeczucie... - ksiądz 

pokierował Starszych ku wyjściu i zamknął ostrożnie, zabytkowe drzwi...

*

Gdy tylko ucichły kroki na progu kościoła, ksiądz wyszczerzył dziwnie 

zaostrzone, żółte zęby, jego oczy na moment zrobiły się złocisto zielone, 

zawarczał gardłowo - gnidy - wysyczał - atomówką w... - zaraz jednak opanował 

się, jego twarz i zęby przybrały normalny wygląd. Zawrócił na pięcie, 

i wyprostowany, jakby odmłodniały nagle, wręcz dziarski, poszedł do zakrystii, 

wyjął z szuflady komórkę i zadzwonił.

- Halo, Radek?

- Co tam słychać braciszku… - szeleszczący głos po drugiej stronie przeraziłby 

niejednego młodego Łowcę - jak tam rozmowy na szczycie?

- Wiedziałeś, że to ten SS-man miał przyjechać, powiedz?

- Wiedziałem, to ze mną miał się spotkać, niemniej, nieważne, poza tym

nie bardzo podobają mi się Ci Łowcy, uważaj na siebie...

- Ukryj się braciszku, wiesz gdzie, ukryj się, oni tu jeszcze posiedzą kilka dni, 

ukryj się.

- O.K. - klik i pisk zasygnalizował odłożenie słuchawki.

Ksiądz westchnął i odwrócił się by wyjść z zakrystii.

Nigdzie już jednak nie poszedł. 

Przyłożonej do głowy - lufy ciężkiej strzelby na dziki - nie zdążył nawet

zauważyć.

HUK rozdarł wnętrze i odpowiedział licznymi pogłosami... Gdy niemal 

bezgłowe ciało przebranej strzygi..., osuwało się po ścianie, Starszy włożył

strzelbę pod płaszcz i spokojnie wyszedł przed kościół...

- Zdradził? - spytał drugi Starszy.

- Nie sądzę, bardziej prawdopodobne, że zastąpił prawdziwego księdza.

- Zaraz, to kto to był?

- Strzyg.

- Pierdolisz..., cholera, no tośmy się dali wpuścić w maliny... 

No nic. Ale co on tu robił?

- Sądzę, że albo działali wspólnie z tym, któregośmy zabili, albo może mieli 

coś do naszych potworków, zresztą, kto to wie...

- Działali?

- Dzwonił do innego, zdaje się, pożeracza. Może byli z jednego miotu? 

To się czasem zdarza.

- Jeśli tu się kręci roześlemy wilki i...

- Nie sądzę, zdążył go ostrzec, ale to nic, wezwiemy Straże.

Łowca wyciągnął amulet z czarnego kamienia na błękitnym łańcuszku, 

potarł kamień, szepnął parę słów.

Obok zadrgało powietrze, z owalnego teleportu wyszło sześciu odzianych

w eleganckie garnitury, zupełnie do nikogo niepodobnych ludzi. 

Niscy, o sympatycznych, uśrednionych rysach twarzy, ukłonili się Łowcom 

i rozeszli - każdy w inną stronę, szli wolno, jednak już po chwili zupełnie wtopili

się w nocny pejzaż...

Łowca uśmiechnął się do reszty grupy, zawiesił amulet na szyi i ruszył 

do samochodu, nagle zatrzymał się.

Zadzwoniła komórka, przyłożył aparat do ucha, przez chwilę kiwał głową, 

odłożył aparat, spojrzał po pozostałych.

- Znikamy, mamy namiar na jakiegoś innego turystę..., tym razem, Poznań.

C.D.N. 

P.S.

W następnym opowiadaniu zmienię lekko temat - tym razem opowiem o klanie wędkarzy..., może wrócę jeszcze do opowiadań o pożeraczach, opracowuję mocne rozwinięcie historii, ale to na później.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz