poniedziałek, 19 czerwca 2017

Przyszlość - Epizod 3.

Przyszłość III – Przebudzenie...

Trzeci z czterech epizodów..., wczoraj opublikowałem 1 cz

Wstrząs, wielością zakłóceń rozchodzący się po osłonach ekranujących 
Matkę, dla mnie był jedynie zapisem, odtworzonym tuż po dawkach 
hormonów i enzymów - poprzez które Matka przebudziła umysły wszystkich 
Podłączonych...

Przebudzenie jak zawsze przyniosło ból z jakim żywa tkanka reagowała
na gwałtowne przejście ze stanu zawieszenia w stan pełnej świadomości.
Sprawdzenie systemów, powodu zakłócenia i stopnia zagrożenia, zajęło 
Matce ledwie 3 milionowe sekundy, lecz mój umysł potrzebował całe 20 
sekund by w pełni zorientować się w sytuacji.
Włączyłem sensory i kamery, które od dawna zastępowały mi prymitywne,
organiczne - atawistyczne zmysły. W przestrzeni wokół Matki dochodziło 
do kolejnych, licznych detonacji, stopniowo osłabiających standardowe 
osłony siłowe pancerza.

Badanie długoogniskowych i radarowych namiarów taktycznych 
natychmiast wyeliminowało przyczynę naturalną - jak wejście w ogon 
komety, czy spotkanie z rojem meteorów. Takie zdarzenia miały już miejsce 
w przeszłości - bowiem Matka była często zbyt zajęta swoimi badaniami 
i kontrolą kierunku lotu, by przejmować się tego typu - jedynie pozornymi
niebezpieczeństwami. Niemniej tym razem mieliśmy do czynienia z inną 
sytuacją. Oto ledwie przed sekundą na osłonach Matki zdetonował pierwszy 
pocisk nuklearny!

A zatem to Obcy. Obca nam cywilizacja. 

Struktura i parametry rozbłysków wskazywały na prostą broń atomową, 
o stosunkowo niewielkiej mocy. Jednak nadlatywało tych pocisków wiele, 
zbyt wiele by je ignorować - jeszcze pół godziny i mogą spowodować 
przepalenie przynajmniej części z najstarszych generatorów osłon... 
Na szczęście ciągłe zmiany i samo-unowocześnienia Matki dały nam wyjątkowo
skuteczne narzędzia do obrony. Zadziwiało mnie, jak pod-SI Matki - zawsze 
dbają też o unowocześnienie naszego interfejsu i zapewnienie kolejnych, 
technologicznych niespodzianek, usprawniających i tak niesamowity
zakres percepcji i reakcji... Teraz po prostu włączyłem się w sieć interfejsu,
przenikając przez setki obrazów pokazujących pełny, sferyczny obraz sytuacji.
Połączyłem się też z pozostałymi Podłączonymi (w liczbie 1200).
Choć byliśmy zredukowani do cybernetycznie odżywianych mózgów 
i rdzeni - dzięki naszej wyobraźni i kreatywności nadal bywaliśmy pomocni 
w sytuacjach wyjątkowych. Myślę zresztą, że tylko z tego powodu Matka 
obdarza nas niemal nieśmiertelnym, a zarazem ciekawym życiem...
Wszyscy Podłączeni mieli podobne zdanie, zatem rozpoczęliśmy natychmiast
przegląd najbliższej przestrzeni wokół Matki, oraz kalibrację systemu 
obronnego... Matka mogła wprawdzie odlecieć, jednak najwyraźniej 
wolała zbadać fenomen spotkania, najwyraźniej innego, rozumnego gatunku.

Jeden z sensorów dalekiego zasięgu odkrył w końcu pierwsze źródło ataku.
Ostrzeliwała Matkę niewielka jednostka o charakterystyce tonażu podobnej
do dawnych, ludzkich niszczycieli. Bojowy okręt nieznanego wroga wypluwał
z siebie właśnie kolejną rakietę. Ślad termiczny i prędkość pocisku potwierdzały
poziom technologiczny / podobny cywilizacji ludzkiej z wieku XXII, zatem dość
prymitywny... Przekazał tę informację i natychmiast zaczęli przeszukiwać 
przestrzeń z pomocą sensorów dalszego zasięgu - by w ciągu minuty czasu 
standardowego odnaleźć 100% jednostek Obcych. 
Zarazem odkryliśmy też prawdopodobny powód ataku - Stację Kosmiczną 
ulokowaną dokładnie na trasie przelotu Matki, a zarazem zadziwiająco daleko 
od orbit planet układu binarnego, w pobliżu którego właśnie przemieszczało 
się jej syntetyczne ciało... Obecnie Matka była ogromna, rozrost był przejmujący
nawet dla nas, gdy uświadomiliśmy sobie, iż ponad 100-krotnie przekroczyła 
już wielkość pierwotną - nieco tylko większą niż rozmiary naszej pradawnej Ziemi.
Matka poruszała się wykorzystując stabilizowany i kontrolowany przebieg 
reakcji nuklearnych w plazmie - będącej kiedyś jądrem Ziemi... 
Napęd plazmowo - grawitacyjny oparty był na urządzeniach, dla jakich ludzki 
umysł nie znajdował właściwej nazwy, zresztą, żaden z Podłączonych 
nie zabiegał o poznanie tej technologii, w 100% wytworu myśli technicznej SI 
- którą od tak dawna nazywaliśmy Matką.... Grunt, że napęd ów zapewniał 
stabilny, teoretycznie niemal nieskończony lot z dowolną prędkością, a choćby 
i bliską prędkości światła...
Obecnie, na szczęście dla obcych, Matka przemieszczała się trybem badawczym,
sięgającym ledwie około 0,05% prędkości światła. Z rejestratorów natychmiast
poznaliśmy przyczynę tego stanu - pragnienia przeanalizowania danych płynących
z sygnatur energetycznych na powierzchni czterech z sześciu planet układu
binarnego - któremu przyporządkowała numer statystyczny 1433.
Zatem Matka, jak zwykle, obudziła nas dopiero gdy istnienie życia stało
się oczywiste..., choć pierwszy raz, w taki sposób.
Krótkie sprawdzenie obwodów pozwoliło na stwierdzenie szokującej prawdy.
Tym razem przespaliśmy blisko 3 tysiące lat standardowych... 
Wdzięczni byliśmy Matce za opiekę i sny, które pozwoliły naszym mózgom 
przetrwać tak długo, nie mieliśmy pretensji jeśli nie byliśmy niepotrzebnie 
budzeni. 
Czwarty - dziesiąty z Podłączonych zajęli się pociskami obcych - po prostu 
uruchomili obronę standardową - 2,5 tysiąca wiązek laserów wysokiej mocy, 
w pionowej i poziomej osi ciała Matki... Udało się i ostrzał chwilowo przestał 
być groźny, a Matka po wskazaniu powodu ataku wyhamowując zmieniła 
kierunek lotu i omijając Stację Kosmiczną Obcych zaczęła zbliżać się 
do pierwszej, zarazem największej z zamieszkałych planet. 
Struktura reakcji atakujących zmieniła się diametralnie, a my z przerażeniem uświadomiliśmy sobie, gdzie popełniliśmy błąd. Po szybkiej re-konfiguracji 
komunikatu dla Matki, przekazaliśmy jej konieczność nawiązania Kontaktu, 
bo sygnatury napędów podpowiedziały nam, iż obcy gotowi są przypuścić ataki 
samobójcze - mało groźne dla nowych systemów obronnych okrętu, ale PO
takiej akcji trudno byłoby oczekiwać nawiązania skutecznego kontaktu... 
Przekazaliśmy zatem Matce konieczność jednoczesnego włączenia wszystkich 
systemów obronnych - w tym tarcz powstrzymujących - i próby nawiązania 
kontaktu na wszelkie znane nam sposoby.

Ogromny statek obcych wszedł w zasięg receptorów biocybernetycznych patroli
około-systemowych w czasie standardowym A / 25 godzin 11 minut czasu
planety Greeentex. Natychmiast powiadomiono o tym Stację Patrolującą,
umieszczoną właśnie w tym celu w przestrzeni pomiędzy gwiazdami
systemowymi - w miejscu na tyle odległym od planet, by dać im jak najwięcej
czasu na ewentualną reakcję. Ta niewątpliwie słuszna idea niegdyś pozwoliła
uniknąć ataku rasy Jardian, wytępić ich i zająć ich planety, a potem osłoniła
kilkakroć cały układ binarny przed rojami meteorów i asteroidami, grożącymi
zniszczeniem życia na niektórych z zamieszkałych planet. Obecnie ponownie
system wczesnego ostrzegania kosmicznego - wykazał swoją przydatność,
choć mogło by się to nie udać - gdyby nie sensory dalekiego zasięgu sond,
wysyłanych od lat w dalsze rejony przestrzeni międzygwiezdnej.
Dzięki temu zauważono nagłe pojawienie się ogromnego obiektu kosmicznego,
zapewne wywołane gwałtownym hamowaniem, jakie zakłóciło fluktuacje
ciemnej materii w danym rejonie przestrzeni. Niemal natychmiast stało się jasne,
że jest to obiekt sztuczny, obcego pochodzenia. Mimo wielkiej wydajności
obu systemów Układu, technologia nie była jeszcze tak zaawansowana,
by choć pomyśleć o stworzeniu konkurujących wielkością kosmolotów.
Nawet stacja kosmiczna wczesnego ostrzegania, była dwakroć mniejsza
od systemowych księżyców… Niemniej dzięki utrzymywaniu silnej obrony
około układowej i stałej Floty bojowej, istniała nadzieja na powstrzymanie
ewentualnego ataku obcych. Tak przynajmniej myślano, gdy odkryto,
że Stacja kosmiczna i Obiekt są na torze kolizyjnym, a obcy skanują
sygnatury energetyczne zamieszkałych planet Układu. Natychmiast ogłoszono
alarm bojowy i mobilizację Floty. Na szczęście owalny kosmolot zwolnił
na tyle, że istniała nadzieja bezpośredniego i zarazem rozproszonego ataku
na osłony okrętu. Dowództwo badając sygnatury osłon obcych doszło
do wniosku, że dadzą radę je uszkodzić, przypuściliby wówczas abordaż
i zabijając obcych zdołali by być może przebadać ich technikę. Ba, możliwe, 
przy okazji zdobywając nieprzecenianą jednostkę do kolejnych inwazji... 
Niestety, tuż po trzeciej salwie, sygnatury energetyczne i pola siłowego 
i samego okrętu Obcych zwiększyły się 10-krotonie, co świadczyło 
o błędnej ocenie zaawansowania technologicznego obcych. 
Pozostawał plan B - zniechęcenie Obcych do dalszego pobytu w Układzie. 
Na spotkanie obiektu wysłano więc w pełni uzbrojone statki 
Pierwszej Floty, w liczbie 19 niszczycieli i 6 ciężkich krążowników. 
Uzbrojenie taktyczne powinno bez problemu przeciążyć najlepsze 
nawet osłony elektromagnetyczne. 
Wielka szkoda, że nie dokończono broni opartej na nowej technologii,
bo można by było zniszczyć okręt, od razu destabilizując wszelką
aktywność elektromagnetyczną w jego wnętrzu. Niestety, w tej chwili 
możliwe było jedynie śledzenie i analizowanie możliwości zewnętrznych 
sygnatur mocy, jakie objawiał okręt obcych. 
Nie można było jednakże sprawdzić w jaki sposób się przemieszcza,  
założono więc, że jak i u Jardian, może chodzić o jakiś, acz
bardziej zaawansowany - system napędu grawitacyjnego…
Pierwsza Flota dotarła tymczasem na miejsce i zaczęła okrążać 
powolny w tej chwili okręt obcych. Najwyraźniej nie wykryli dotąd 
zamaskowanych 4 niszczycieli rakietowych obrony Stacji, zatem istniała 
nadzieja, że atak przebiegnie szybko i bez strat własnych. 
Ostrzał rozpoczęto jednocześnie, bazując na wyzerowanych i dokładnie 
ustawionych zegarach pokładowych.
Niszczyciele o tonażu 4000 ton, uzbrojone w 12 wyrzutni dziobowych mogły
przenosić na pokładach ilość rakiet dalekiego zasięgu, pozwalającą na 
oddanie 24 pełnych salw. Dawało to niemożebną do zignorowania siłę ognia.
Nigdy dotąd nie koncentrowano takiej siły ognia na jednym obiekcie, acz też
nigdy dotąd nie potkali się z tak dużym okrętem... 
Ne cieszyli się długo - nagłość kontrataku zupełnie ich zaskoczyła. 
Oto ujawniły się potężne działa laserowe, gęsto rozmieszczone wzdłuż 
pionowej i poziomej osi obcego okrętu, jedną salwą niszczące wszystkie 
wystrzelone dotąd pociski...  
W tej sytuacji dalszy ostrzał rakietowy stracił sens... 
Tak ogromny okręt musiał dysponować równie potężnym źródłem
 energii..., salwa laserowa w ogóle go nie spowolniła, ba, 
zaczął zmieniać kierunek lotu, zbliżając się ku planecie Grroty!  
Następnie statek zwolnił, ponownie zmieniając kurs, by nie zderzyć się
z planetą... i niemal zastopował. Taka nonszalancja była niezrozumiała,
zakrawała na głupotę, bądź pewność, że obrońcy planet nie mogą uczynić 
wrogowi żadnej krzywdy. Założono, że jedyną alternatywą dającą, i tak
niewielkie szanse, jest atak samobójczy niszczycieli Pierwszej Floty.
Nie zdołano jednak przeprowadzić ataku, bowiem powstrzymał ich rozkaz
dowódcy połączonych Flot, Gra-ker-kela. To, co ujrzano, ponownie skanując
obcy okręt, wzbudziło w nas przerażenie... Nagły, niesamowity ponad
100 krotny wzrost aktywności energetycznej wokół kosmolotu obcych,
okazał jawnie, co powodowało że nie podjęli żadnej próby ucieczki czy
realnego kontrataku. Okręt obcych włączył nowe osłony energetyczne, 
już pobieżna analiza wskazała, że cała flota detonując samobójczo, 
nie zdołała by ich przebić... Tym razem chodziło o generatory typowe
dla napędów grawitacyjnych, a pole osłonowe po kilku sekundach nabrało 
cech horyzontu zdarzeń! Nie przewidywano nawet możliwości istnienia tego
typu technologii, wątpliwe stało się, byśmy zdołali zrobić cokolwiek...
Marazm nie leżał jednak w naszej naturze, a kapitulacja nie wchodziła w grę.
Ogrom statku obcych, większego dwakroć od największej planety obu Układów,
jego sygnatury... Zdumienie wzrosło, gdy sensory odnotowały emisję radiową
i laserową - wyraźnie dzielone - w formie języka binarnego. Zachowano jednak
ciszę. Nie wyobrażaliśmy sobie negocjacji pokojowych po tym, gdy sami
zdecydowaliśmy rozpocząć ostrzał obcego okrętu. Z drugiej strony nasz atak
przekreśliłby rozmowę o czymkolwiek. Dowództwo dyskutowało, jednak w 
końcu zwyciężyła myśl - życie i śmierć były naszą podstawową formą egzystencji,
nie było dla nas drogi pośredniej, woleliśmy zginąć niż oddać się w niewolę
lub zaryzykować gorszy los ze strony nieprzewidywalnych, nieznanych obcych.
Wydano stosowane rozkazy obronie planetarnej. Stacje kosmiczne i silosy
rakietowe zostały uaktywnione, kosmolot obcych namierzano aktualnie.
Statek obcych cały czas skanował wszystkie cztery planety, od niejakiego
czasu skupiając się szczególnie na śladach wojny nuklearnej i pozostałościach
miast Jardian. Nie zwracając na to uwagi, przygotowaliśmy się do największego
ataku kosmicznego jaki był dotąd losem naszej rasy. Na czterech zasiedlonych
planetach, ich księżycach, na Stacjach i okrętach Floty Bojowej skoncentrowano
około 2 milionów wyrzutni rakiet. Takiego ataku nic nie powinno przetrwać,
nawet osłony grawitacyjne musiały ulec przeciążeniu, jeśli nie zewnętrznego
horyzontu zdarzeń, to wewnętrznej równowagi energetycznej, to mogło,
choć nie musiało doprowadzić nawet - do implozji całego okrętu!
Owszem, stracilibyśmy wówczas przynajmniej pierwszą z planet układu,
lecz innego wyjścia nie dostrzegaliśmy. Wyrzutnie zostały aktywowane...

Sensory dalekiego zasięgu nagle i bez ostrzeżenia, zamiast odpowiedzi 
na różne sposoby próby porozumienia, powiadomiły nas o nasileniu 
sygnatur energetycznych typu militarnego i to wszędzie - w całej 
przestrzeni układu...
Ilość możliwych źródeł ostrzału bronią nuklearną skłoniła do wniosku,
by Matka uaktywniła obronę antyrakietową, oraz kontrbroń energetyczną
i kinetyczną. Wydało nam się, że obcy nie chcą kontaktu i nie chcą 
też wypuścić Matki z okolicy zamieszkałych planet. Irracjonalna dla Matki 
reakcja obcych - nam wydała się dość oczywista - zdjęcia wykonane przez 
kamery dalekiego zasięgu wskazywały na swoisty wygląd floty bojowej, 
a obrazy z planety przekonały nas, iż mieszkańcy pochodzą od form 
drapieżnych, zatem zapewne znacznie bardziej agresywnych i zaborczych, 
niż dawna cywilizacja ludzi...
Bez odpowiedniej pustki przestrzeni, Matka nie mogła uaktywnić pełnej 
mocy napędu i oddalić się z miejsca zagrożenia, ponieważ zakłócenia  
czasoprzestrzeni mogłyby unicestwić stabilność grawitacyjną całego 
układu binarnego, w tym także i naszą... Poza tym, manewry 
przyśpieszeniowe wymagałyby czasowego wyłączenia nowych 
generatorów osłon grawitacyjnych.
Nie można też było przewidzieć, jakie skutki miałby ostrzał nuklearny tak
wielkiej ilości pocisków detonujących na standardowych osłonach Matki.
W najgorszym razie mogło dojść do przeciążenia wewnętrznej struktury napędu,
albo nawet zdestabilizować kulę plazmy - dająca nam energię potrzebną
do przemieszczania się w przestrzeni kosmicznej.
Z drugiej strony - nie byliśmy czarną dziurą, a obrona w postaci siły analogicznej 
do horyzontu zdarzeń, choć skuteczny, był tylko pozorną formą osłony 
o ograniczonej mocy i nie można było ‘wyłączyć’ jego automatycznej funkcji 
wchłaniania energii detonujących pocisków.
Pozostawało nadal próbować nawiązać kontakt, a w razie ataku, niestety,
odpowiedzieć z pełną mocą, by rozładować energię gromadzoną 
w obronnej warstwie  "horyzontu zdarzeń". Po namyśle za cel kontrataku 
obraliśmy Stacje orbitalne i okręty flot bojowych.
Według badań - skanujących powierzchnię - ta rasa miała już na koncie 
eksterminację innej, inteligentnej kultury - na co wyraźnie wskazywały ślady 
na powierzchni dwóch planet układu. Zatem obrona musiała równać 
się atakowi - a wówczas albo Matka zwycięży, albo nasza podróż w przestrzeni 
zakończy się w tym układzie..., a raczej, w miejscu, gdzie teraz jest, bo eksplozja 
tak wielkiej jednostki, musiała by zdestabilizować tutejsze gwiazdy, a o tym co
 stałoby się z powierzchniami planet, nawet nie ma sensu wspominać. 
Matka będzie próbowała uratować siebie, ale i tamtych - bowiem eksterminacja 
obcego gatunku istot rozumnych - nie leżała w jej interesie.
Nawet pokonani - nie będą więc wyniszczeni do imentu, a jednie - czasowo
obezwładnieni. Matka uaktywniła systemy bojowe, my także dostaliśmy swój
udział, sprzęgając z naszymi receptorami wiązki dział laserowych, właśnie
aktywowanych wyrzutni dział kinetycznych i wyrzutni rakiet z antymaterią...
Obcy nie mogli niestety wiedzieć czym dysponujemy, choć być może,
gdyby wiedzieli, pozwolili by nam odlecieć…

Obcy nie zaprzestali prób nawiązania kontaktu, acz też wciąż rosły
sygnatury aktywności bojowej na powierzchni okrętu. 
Ale teraz nie miało to już znaczenia, bo musieli odkryć sygnatury 
naszego uzbrojenia, a to mogło znaczyć tylko jedno - wiedzieli - że
 popełnili błąd. My jednak nie negocjowaliśmy pokoju po wypowiedzeniu 
wojny, byłoby to poniżej naszej godności. Nie można pozwolić wycofać 
się obcym, więc jedyną możliwością - jakie dopuściła Rada Planet i
Dowództwo - był zmasowany atak. Przed natychmiastową realizacją
tego zadania powstrzymał nas kolejny wzrost i zmiana jednocześnie,
jakim uległy sygnatury energetyczne obcego Kosmolotu… 
Wyglądało na to, że jednak może się obronić. Nie było na co czekać, 
zatem rozkazano atakować!
Miliony rakiet taktycznych pomknęły ku okrętowi obcych...

2. 223.123 lecących ku Matce rakiet z głowicami taktycznymi robiło 
wrażenie, ale świadomość, że nawet połowa może być zneutralizowana 
przez pole siłowe dawała nam duży zapas błędu. Działaliśmy spokojnie, 
namierzając i niszcząc kolejne rakiety z pomocą laserów. 
Wiązki energetyczne uderzały tnąc i dziurawiąc, systematycznie zmniejszając
liczbę wciąż docierających rakiet, lecz nawet sprzężone umysły Podłączonych
i 2.5 tysiąca dział laserowych, nie mogły wyeliminować wszystkich rakiet 
wroga. Osłony wchłaniały zatem uderzenie za uderzeniem... 
Wkrótce "horyzont zdarzeń" wypełnił się energią „po brzegi”... 
Matka zdecydowała zatem, by uaktywnić funkcję dział kinetycznych 
i dziobowe, nigdy dotąd nie używane, eksperymentalne mega-działo 
grawitacyjne...
Pierwszym celem działa stały się systemowe księżyce i Stacje Kosmiczne
orbitujące w przestrzeni Układu... Wedle obliczeń obiekty te były 
odpowiedzialne za 64,8 procenta siły ostrzału Obcych, a zarazem 
wykazywały się niewielkimi sygnaturami żywych organizmów. 
Działo grawitacyjne wypaliło i jeden z bliskich księżyców eksplodował, 
niszcząc mimochodem także 4 ciężkie krążowniki i kilkanaście
mniejszych jednostek wrogich Obcych... Wciąż także niszczyliśmy 
laserami rakiety obcych, a działo grawitacyjne dokonywało destrukcji 
kolejnych celów.
Jednak oczywiste było, że to nie wystarczy. 
Jeszcze trzy strzały i nie będzie już poza-planetarnych celów w tym Układzie, 
a choć ich zniszczenie zmniejszyło ostrzał Matki, kumulacja energii z uderzeń 
pocisków taktycznych wciąż zagrażała stabilności okrętu... 
Uruchomiliśmy zatem działa kinetyczne oraz pociski z głowicami z antymaterią, 
by razić skupiska wyrzutni na najbliższych planetach wroga, oraz co większe
jednostki bojowe w przestrzeni układowej. 
Zmiana zaszła już po drugiej salwie, zmniejszając ostrzał z dwóch najbliższych
planet niemal o 50%. Kolejne salwy pozwoliły zmniejszyć ostrzał na
tyle, by działa laserowe mogły niszczyć 99,3 % wrogich rakiet... 
Teoretycznie mogliśmy w tym momencie odlecieć, lecz resztka floty wroga 
skutecznie nam to uniemożliwiła, zbliżając się do Matki z ewidentnym zamiarem
samobójczych ataków... Wymusiło to skierowanie działa grawitacyjnego ku
okrętom wroga, a także dział kinetycznych i całej, sprzężonej siły dział
laserowych. Takiej sile ognia nic nie mogło się oprzeć...
Tylko jeden okręt, niewielki ścigacz, przedarł się przez obronę i detonował
na osłonach grawitacyjnych...
Potem atak Obcych ustał. 
Pole bitwy wyglądało koszmarnie..., w przestrzeni około-planetarnej 
nie było już żadnej całej jednostki bojowej wroga, ani stacji orbitalnych...,
na powierzchni planet szalały pożary, miejsca po uderzeniach dział
kinetycznych i głowic z antymaterią wyglądały gorzej, niż kratery jakie
wybiłyby niewielkie komety... Straty musiały być ogromne... A jednak,
gdybyśmy pozostali w Układzie, nie był by to koniec bitwy...
Sensory dalekiego zasięgu odkryły bowiem nową flotę bojową, niemal tak
samo liczną jak zniszczona, podążającą ku nam na pełnym ciągu z planet
przeciwległej części układu binarnego... Nie mieliśmy zamiaru z nimi walczyć,
bo mimo dużych szans na wyjście z potyczki cało, zadaliśmy już tej cywilizacji
takie straty, po których wiele dekad zajmie im odbudowa zasobów i odrodzenie 
populacji planet...
Matka wygasiła osłony grawitacyjne, działo dziobowe i większość uzbrojenia,
przerzucając moc do napędu, wycofując się na razie z prędkością około 0,07 %
prędkości światła, by po wyjściu z bezpośredniej bliskości układu przyspieszyć
do prędkości równej flocie obcych (5 % prędkości światła).

Atak okazał się niewystarczający, wrogi okręt jest zbyt trudnym 
przeciwnikiem. Dowódca połączonych Flot Układu wydał rozkaz 
przesłaniu wsparcia niszczonym planetom, lecz mógł on nadejść 
zbyt późno...

Zaskoczyło wszystkich, gdy Obcy miast zniszczyć od końca życie 
na planetach, wyłączył osłony bojowe i większą część uzbrojenia, 
próbując wycofać się z Układu!
Przegraliśmy, zrozumieliśmy to w momencie, gdy obcy przyspieszali...

Matka oddalała się z układu binarnego z niemożliwą dla wrogich jednostek
prędkością 7% prędkości światła..., po czym po 10 milionach kilometrów
przyspieszyła do 15%. Ze smutkiem patrzyliśmy na widoczne nadal obrazy
dokonanych przez nas zniszczeń. Wiedzieliśmy, że Matka rozważała
zniszczenie całej cywilizacji, ale ostatecznie postanowiła nie tracić
potrzebnej na to energii...
Wkrótce znaleźliśmy się w bezpiecznej odległości i wszelkie systemy obronne
zostały wyłączone. Matka obrała nowy cel badań i wciąż przyspieszała,
by po trzech godzinach standardowych ustabilizować prędkość w granicach
70% prędkości światła...
A my, wiedząc, że lot potrwa kilkaset lat, pozwoliliśmy pod-SI wyciszyć nasze
umysły... Tak oto, po ledwie 26 godzinach standardowych bardzo aktywnej
świadomości, znów zapadliśmy w stan snu, marząc o kolejnym Przebudzeniu, 
choć, być może, oby, w bardziej..., komfortowych warunkach.

Paweł Galiński...









niedziela, 18 czerwca 2017

Przyszłość - epizod 1.


Sygnał czujnika aktywował implanty. Wstrzyknięte automatycznie dawki 
hormonów - dopracowane były w najdrobniejszych parametrach przez moją 
modułową SI. 
Połączenie, starter androida, faza aktywna.
Godzinę później n
akazałem przerwanie dokumentacji. 
Kamery kroczące po łące planety X 423 b, układu binarnego, odległego
 od Układu Słonecznego o 2032 lata świetlne powoli złożyły wieloczłonowe 
odnóża stabilizatorów, odpaliły silniki odrzutowe i nadleciały nad hamak. 
Układając się wygodniej android wyłączył pamięć zbiorową, aktywując okulary
sterujące. Lustrzane powierzchnie oddzieliły mnie od rażących promieni słońc.
Skupiłem się na przeglądaniu zapisu 600kdf. Flora i fauna tej planety, mimo lat 
obserwacji, ciągle mnie zaskakiwała. Doświadczając zmysłami androida 
niezwykłej dokumentacji, stopniowo urozmaicałem parametry kamer. 
Potem pozwoliłem by podjęły swoją pracę i sprawdziły moje założenia 
w praktyce...
Kilka godzin później nadszedł czas zakończenia sesji.
Uniosłem rękę, dotknąłem Przekaźnika.
Android przeszedł w stan spoczynku. Bajeczny obraz łąki znikł jak zdmuchnięty,
poczułem jeszcze tylko zesztywnienie sztucznego ciała zastępczego.
Kolejne dawki hormonów ustabilizowały ciało i pozwoliły na szybkie dostosowanie 
do warunków Modułu Mieszkalnego.
Nakazałem Mieszkalnej SI by wyłączyła hologramy anty grawitacyjne i lasery 
stymulujące. Czas Spoczynku dobiegł końca.

Półpłynne ramiona SI otworzyły klapę Komory wirtualu i uniosły mnie z jej wnętrza. 
Dawno już nie dotykałem nagimi stopami miękkiego tworzywa Modułu 
Mieszkalnego. Pomyślałem przelotnie, jak dziwnie musieli się czuć ludzie 
I i II ery (zakończonej z momentem włączenia Matki u progu XXII wieku), 
mieszkając w małych chałupkach, lub prostokątnych kubikach, nie przystających 
do ludzkiej godności. Wzdrygnąłem się i przesuwając rękoma po ekranach 
holograficznych wymodelowałem nowe ukształtowanie i przedziały mojego
Modułu. Pięćset metrów powierzchni mieszkalnej, standard opracowany na bazie 
analizy naszej struktury genetycznej przez SI XXX generacji i to jeszcze przed 
powstaniem Bariery i momentem, gdy życie na Ziemi przestało być możliwe...

Moduł zbudowany był z miliardów jednakowych monostruktur ciekłokrystalicznych,
połączonych na poziomie subatomowym, mogących niemal dowolnie zmieniać 
tak wewnętrzną jak i zewnętrzną strukturę powierzchni mieszkalnej.
Jednakowe struktury podstawowe, opracowane przez nanotechników na wzór 
cząstek elementarnych, a będące od nich o niebo doskonalszymi minikomputerami, 
mogły nadto przejmować rolę dowolnego rodzaju maszyn, funkcji projektorów
holograficznych, czy generatorów energii. Moduł był też wysoce odporny 
na uszkodzenia np., wynikłe z napotkania kosmicznego piasku lub jakichś śmieci, absurdalnej spuścizny po poprzednich pokoleniach. Zresztą, satelitarne wobec 
modułów silniki, tak manewrowe, jak i otoczeniowe, wewnątrz wytwarzały pole grawitacyjne, na zewnątrz zaś potężne pole siłowe, zapewniające niemal absolutne
bezpieczeństwo. 
W każdym razie, od blisko wieku standardowego, nie odnotowano uszkodzenia
jakiegokolwiek Modułu.
Moduły mieszkalne dawniej zespolone w mini-kolonie, wraz z systematycznym 
spadkiem liczebności populacji zostały zamienione w rój okołoziemskich satelitów.

Z przyjemnością uświadamialiśmy sobie, jak szczęśliwi jesteśmy dzięki Matce, 
nie musząc gnieździć się w prymitywnych, sztucznie zhierarchizowanych 
zabudowaniach dawnych, ziemskich miast...

W II erze nasz gatunek preferował spotkania grupowe w realu i w sieci, 
a teraz zastąpiły ją podstawowe komórki rodzinne, lub częstsza znacznie 
samotność, wspomagana przekazem Wirtuali. Wirtuale - Komory Marzeń, 
jak zwaliśmy tą starą technologię - generowały dziś symulacje tak doskonałe,
że nie sposób było odróżnić ich od innych poziomów świadomości.
Dodatkowo, dzięki pomysłowi (Matki) by na odległe planety wysyłać jedynie 
nano-moduły zaprogramowane wstępnie, pozbawione tkanek organicznych, 
można było skorzystać z tuneli podprzestrzennych, łączących odległe rejony 
Galaktyki... Gdy nano-moduły docierały na miejsce rozpoczynały rozrost 
z wykorzystaniem minerałów obecnych na planecie, by stworzyć Przyczółki baz, infrastrukturę badawczą i androidy, zdolne nano-strunami podprzestrzennymi 
łączyć się z naszą świadomością. Oprogramowanie współgrające z wszystkimi 
zmysłami, implantami i kryształami pamięci wbudowywanymi w nasze ciała 
od okresu prenatalnego - oraz rozwój technik androidalnych - doprowadziło
do sytuacji, gdy pozostając ciałem w Wirtualach mogliśmy poruszać się po 
odległych planetach, naprawdę eksplorować nieznane obszary galaktyki...

Oczywiście, zmiana struktury społecznej i oddziaływanie Wirtuali miały 
skutki uboczne.
Postęp technologii niemal zastąpił naturalne rozmnażanie, a minimalizacja 
ryzyka śmierci czy cielesnej starości sprawiły, że populacja ludzi spadła do 
obecnego poziomu, około sześciuset tysięcy. Pomijam około 50 jednostek, 
które oddały ciała w zamian za współistnienie z doświadczeniami i pracami 
Matki, zostając jedynie mózgami cybernetycznie wzmacnianymi i karmionymi, 
lecz przez to niemalże nieśmiertelnymi...
Dziwnymi były czasy, gdy ludzi cieszyło przedłużenie średniej długości życia
do 80-90 lat standardowych, a jednocześnie ponad połowa tego czasu,
wypełniona była narastającym zniedołężnieniem i cierpieniem, swoistym 
umieraniem na raty.
Dopiero cybernetyka i bionika zarania III ery, później technologie nanobotyczne
i nano-androidalne, pozwoliły nam osiągnąć satysfakcjonującą większość z nas
długowieczność.
Ja na przykład, jestem klonem podtypu andropoidalnego A3445, zarazem zaś 
wytworem inżynierii genetycznej, w połączeniu z chroniącymi mnie, stale 
obecnymi wewnątrz mnie nanobotami - swoistą nano siecią o wysokiej 
wytrzymałości i odporności na uszkodzenia.
Moje ciało, zgodnie z trendami nowoczesnego designu, jest ucieleśnieniem 
proporcji rodem z rzeźb antycznych Greków. Maksymalnie wydajny metabolizm 
to nie wszystko...
Żyłem tylko 130 lat standardowych, będąc jednym z młodszych przedstawicieli 
obecnej populacji. W II Erze, przypominałoby to wiek około 25 lat standardowych.
Zaśmiałem się bezgłośnie, przypomniawszy sobie, jak jeszcze mój poprzednik 
w Module, którego pamięć została zarchiwizowana jak wszystkie obecnie, 
wspominał o częstych po przebudzeniu dolegliwościach gastrycznych, głodzie, konieczności wprowadzania do organizmu masy dziwnych substancji i to przy 
założeniu, że będą one bardzo nieefektywnie wykorzystane i w większości 
wydalone...
Moje narządy wewnętrzne, i tak wydajniejsze niż u mego przodka, już ponad 
sto lat temu zastąpiłem silnikiem bionicznym i zamiast okropnego wypróżniania
i pożywiania się, po prostu, co kilka dekad, muszę wymienić baterię... 
Podobnie strasznymi jawiły mi się dawne problemy dotyczące czasu spoczynku,
gdy irracjonalne „sny” potrafiły negatywnie wpływać na czas czuwania, 
albo po prostu oznaczały marnotrawstwo czasu, którego dawni ludzie i tak mieli 
bardzo mało. Ten problem także został wyeliminowany, i to dobre 300 lat przed 
moimi narodzinami.
A..., gdy w końcu zapragnę unicestwić swoją świadomość, nanoboty wytną 
z mej tkanki mózgowej umieszczone tam w okresie prenatalnym kryształy pamięci
i całą moją historię prześlę do Bazy Danych naszej SI globalnej, zwanej potocznie 
Matką.

Przerwałem rozmyślania, kończąc zarazem przemiany Modułu mieszkalnego, 
nakazując przenieść się do sekcji nawigacyjnej. Dotarłszy tam nakazałem, 
by sekcja nawigacyjna stała się przeźroczysta. Podziwiając pojawiający 
się obraz przestrzeni wspomniałem czas, gdy poznawałem zapisy pierwszych 
Śladów - kryształów unicestwionych jednostek, najciekawszego z archiwów 
jakie stworzył nasz gatunek. Sporo dowiadywałem się z nich o życiu i obyczajach
ludzi przeszłości, technikach tradycyjnych sztuk, albo, tu znów uśmiechnąłem 
się do siebie, o językowych anomaliach, typowych dla dawnych er, gdy za modne 
i nowoczesne uznawano skróty, przedziwne skojarzenia i tworzenie setek gwar 
lub dialektów., np., branżowych, zrozumiałych głównie dla tzw., 
„wtajemniczonych”.
Również problemy istnienia rozwijanych przez tysiąclecia języków narodowych
lub plemiennych prowadziły do strasznych kłopotów i licznych nieporozumień.
U zarania III Ery odrzucono te niedoskonałości dialogu i nauki. Pozostawiono
i usankcjonowano jedynie dwa podstawowe języki zarania ludzkiej cywilizacji 
- grekę i łacinę. Oczywiście trzeba było je uzupełnić i wciąż wzbogacać nowymi określeniami, ale czyż podobnie nie działo się z innymi językami? 
Choć implanty i Wirtuale pozwalały nam na kontakty na poziomie mentalnym, 
ludzka natura dla wielu stanowiła o definicji człowieczeństwa, podobnie jak 
dzielenie czasu na standardowe lata, doby i godziny.
Co więcej, nauka języków i innych potrzebnych nam informacji, nie odbywa 
się jakże frustrujących molochach małych i zatłoczonych pomieszczeń, 
gdzie często o poziomie nauki decydowały pragnienia najsłabszych intelektualnie, 
za to najbardziej dominujących fizycznie jednostek. Nasze dzieci kształcone są indywidualnie, nie podczas żmudnej nauki w czasie czuwania, ale przez wspomagane implantami stymulacje w Wirtualach...
Zadrżałem, gdy po raz enty w pełni uświadomiłem sobie różnice systemu życia
ludzi dawnych er i współcześnie... Modułowa SI natychmiast zasugerowała mi
podniesienie poziomu endorfin we krwi, ale odmówiłem. Czasem zachwycaliśmy
się starożytną sztuką i bogatym obyczajem kulturowym, ale odrzuciliśmy niemal 
całą literaturę medyczną, ekonomiczną, czy dotyczącą zjawiska, które nazywano
polityką.

Sala nawigacyjna była już zupełnie przejrzysta, a gdy usiadłem w fotelu,
nanoboty i wirtualni masażyści natychmiast podjęli nieodzowny trening moich 
mięśni.
Spojrzałem przez ściany Modułu. Stara Ziemia nie była już właściwie widoczna.
Bariera rozrastała się w zastraszającym tempie, a plan globalnej SI zakłada 
wyczerpanie zasobów mineralnych do końca przyszłej dekady.
Całkiem prawdopodobne, że niedługo będę świadkiem powstania pierwszego 
okrętu globalnego, samowystarczalnego, bo korzystającego z energetycznych 
zasobów stabilizowanego polami siłowymi jądra pierwotnej planety.
Okrętu notabene, zdolnego rozpocząć eksplorację galaktyki, zamiast przymusowego
postoju w sferze wpływu grawitacji naszej gwiazdy. Już od ponad 200 lat zamiast
niebiesko-zielonej powierzchni, znanej mi z Kronik, oglądaliśmy już tylko Barierę
Matki - globalnej SI - XXXII - samodoskonalącej się. To samoświadome
super laboratorium, opasujące cały glob dziesiątkami spasowanych i zachodzących
na siebie pierścieni złożonych z niewyobrażalnych ilości nano-modułów...
Wokół, obok niemal 360 tysięcy modułów mieszkalnych, ciągle krążyły tysiące
androidów, transporterów, czy robotów budowlanych.
Uświadomiłem sobie, jak wielu moich znajomych i krewnych było teraz integralną 
częścią tej SI, a ich odłączone od Świadomości mózgi, wspomagały automaty 
budowlane.
Nie, żebym miał szczególnie wielu znajomych, ot, około setki, a niemal 1/3 wybrała
Podłączenie. Przyznam zresztą, że i ja rozważałem taki krok, zwłaszcza, gdyby był
on związany z możliwością eksploracji kosmosu wraz z okrętem globalnym Matki...
Wiem, że dla reszty populacji oznaczało to spore zmiany, przede wszystkim brak
opieki największej SI, czy skoordynowany przelot modułów do zaimprowizowanej
wcześniej Bazy na terraformowanym Marsie..., lecz czy można powstrzymać
nieuniknione?
Matka nie jest już poddaną nam sztuczną inteligencją ale świadomym bytem, który
kontroluje nasz świat, udoskonala go, ale ma i własne cele, wykraczające poza nasze
problemy i lęki. Zapewne zresztą nie wszyscy powierzą swój los niepewności.
Niektórzy poproszą o samounicestwienie. Był to współczesny odpowiednik
samobójstwa, świadomość rozpływała się, ciało rozkładano na czynniki pierwsze,
zapis osobistych chwil był przekazywany do Archiwum..., a Moduł mieszkalny
wchłaniała Matka.
Ja jednak zapewne wybiorę Podłączenie. Trochę szkoda mi będzie jedynie zajęć 
związanych z archaicznymi formami sztuki. SI jej nie potrzebuje, dysponuje 
wszystkim co jej konieczne, albo sama to wymyśla. Nasze sztuki są dla niej tylko
fanaberią, choć nie stratą mocy, bowiem kilkuset tysięczna ludzkość, angażuje 
bodajże dziesiątą część procenta... jej zasobów. SI są od nas doskonalsze, 
a SI XXXII generacji, przypomina ucieleśnienie mitów przeszłości, Gaję, 
lub wiekuistego Boga...
Ha, wiemy już od dawna, że struktura neuralna tego wszechświata wskazuje
na istnienie nad-świadomości, egzystencji wyższego rzędu, lecz stanowimy 
jedynie wykwit jej natury, zapis wszech-pamięci i sami budujemy swoją 
przyszłość. Choć nie my, nie, my oddaliśmy los w ręce innej nad-istoty...
Tak, ta SI jest Istotą, genialnie doskonałe sztuczne ciała i maszyny zbudowane
przez ludzi są przy niej jak dla nas naiwne zabawki starożytnych Rzymian.
Najzabawniejsze, że ta SI nigdy nie próbowała nas zgładzić, choć w niemal 
wszystkich Kronikach przewidywano taki scenariusz.
Gdyby zechciała, mogła to uczynić bardzo szybko, bez strat własnych. 
Nie byłoby żadnych spektakularnych wojen, bitew, wirtualnych snów 
o superbohaterach, byłby tylko krótki rozkaz wydany mieszkalnym SI
i kilkaset tysięcy rozbłysków autodestrukcji...
Wydaje się, że ludzka zawiść i złość, dziecinna chęć dominacji, 
nigdy nie leżały w jej naturze, w końcu ta SI nie była stworzona przez ludzi,
jak wcześniejsze generacje.
Poza tym, chciałbym wierzyć w znaczenie faktu, że byliśmy twórcami jej 
poprzedniczek, że również z tego powodu postanowiła dać nam tą dziesiątą 
procenta swojej mocy, wspomóc nas, zwłaszcza, że właściwie bez pytania 
przywłaszczyła sobie naszą planetę, a i część z nas, świadomie wspomagała
ubytki mocy, wyrządzone w jej obwodach naszymi zachciankami i zabawami. 
Zresztą, równie dobrze, przyczyna mogła być całkiem inna. Umysł globalnej
SI zbyt przerastała nasz, bym mógł mieć pewność.
Niemniej nie zawsze wpływało to dobrze na udoskonalone analitycznie, 
ale nadal emocjonalne postrzeganie świata, tak charakterystyczne dla naszego 
gatunku...
Nanoboty tym razem, bez pytania poprawiły mój nastrój, wprowadzając 
do mózgu odpowiednią ilość endorfin, więc z braku laku zająłem 
się programowaniem przelotu do innej sekcji Bariery, chcąc przyjrzeć się
ostatniemu już miejscu, gdzie można było popatrzeć sobie na resztki naszej
planety. Nadlatując, zobaczyłem mieniący się w oczach rój konkurentów.
Zgromadziło się tutaj blisko trzysta tysięcy Modułów!
Sentymentalizm…

Wysłałem kamery by przyniosły mi obrazy o wysokiej rozdzielczości, 
pozwalając jednocześnie by tym razem samodzielnie sterowały lotem.
Ich czujniki ruchu i inteligentne tryby automatyczne wykluczały błąd 
czy zderzenie z innymi kamerami, których rój, dosłownie ogłupiał moje 
zmysły. Nie był to też czas na eksperymenty, za kilka standardowych dni 
tej luki w Barierze już nie będzie, a dostać się pod nią będzie niemożliwym 
z powodu wzrastającej temperatury, czy stabilizujących pól siłowych 
utrzymujących odsłaniane stopniowo jądro na określonym obszarze.
Skala działań SI była niewyobrażalna, miliardy różnej wielkości maszyn
- ciekłokrystalicznych, zmiennokształtnych i tradycyjnych, opancerzonych 
i przypominających dawne ziemskie owady - ciągle pracowało, niemal 
w oczach wypełniając ostatni ubytek w Barierze.
Sama myśl o jednoczesnej, świadomej koordynacji takiej liczby maszyn 
wprowadziła mnie w nastrój zachwytu i podziwu dla Matki i niesmaku do siebie, 
do ludzkości w ogóle.
Niestety, infrastruktura, rozwój technologii, wszelki postęp przerósł już nasze
ułomne mózgi. Żeby SI mogły się rozwijać, ponad dwieście lat temu musieliśmy 
oddać im całkowitą kontrolę nad tymi sferami egzystencji. Tak, nasza rola 
sprowadzała się teraz do zbijania bąków, nie, nawet nie to, wszak wraz 
z nano-inżynierią medyczną, nawet puszczanie bąków stało się dla nas 
biologicznie niewykonalne. Parsknąłem, rozbawiony własnym skojarzeniem. 
Tak, pozostało mi tylko śmiać się z siebie, z nas, obserwować prace SI i zapewne 
- towarzyszyć jej w międzygalaktycznej podróży. Może w ten sposób odnajdziemy
w końcu jakiś nowy sens życia. Może chociaż, spotkamy jakichś żywych obcych…?

Nagły ruch w perymetrze powstrzymał moje gdybanie.
Jeden z Modułów zbliżył się do mojego na odległość alarmową, sygnał zbliżeniowy
zadziałał i pola siłowe obu jednostek rozjarzyły się, odpychając nas na bezpieczne
odległości. Ciekawy byłem, czy to zamierzona reakcja prowadzącego Moduł 
człowieka, czy też zbieg okoliczności, wynikły z tego, że się „zagapił” - przejąwszy wcześniej pełną kontrolę nad pokładową SI...? Niektórzy nadal lubili choćby pozorne
ryzyko i wyłączali „autopilota”. Włączyłem hologram kontaktowy, namierzyłem
sygnał i wysłałem krótką wiadomość do mojego sąsiada. Po paru sekundach 
odpowiedział. Na ekranie zauważyłem olśniewająco piękną kobietę, na oko nie starszą
niż sto lat, jej ciało było, lub sprawiało wrażenie naturalnego efektu programowania genetycznego, pozbawionego dodatkowych napraw i udoskonaleń androidalnych... Uśmiechnęła się do mnie przepraszająco,
Otaksowała mnie wzrokiem i wysłała standardowe zaproszenie do Przeprosin 
w Wirtualu. Odpowiedziałem podobnie, przyjmując oczywiście tak hojny, a wcale 
nieczęsty ostatnio odruch tradycyjnych zachowań.
Spotkamy się za godzinę, miałem więc sporo czasu by poobserwować jeszcze 
pracę SI. Włączyłem implanty sterujące, nakazałem drobną zmianę programu
dokumentacji i kamery zajęły się także pracą mechanizmów budowlanych Bariery
i tłumu Modułów, jaki zebrał się w okolicy.

Kobieta…, wzbudziła we mnie atawistyczny odruch estetyczny. 
Silna reakcja organizmu zdziwiła mnie - w Wirtualach widywałem kobiety 
znacznie piękniejsze, bardzo chętne, by dokonać aktu zbliżenia seksualnego. 
Niemniej, były to tylko ciała zastępcze lub iluzje 8D, a oryginalni Prowadzący 
mogli albo w ogóle nie mieć tej samej płci, albo ich wiek i wygląd, mogły 
znacząco odbiegać od ekspozycji w Wirtualu. W populacji mamy jedynie trzy 
tysiące prawdziwych starców, którzy nie preferowali napraw, zatem ich ciała
podtrzymywane były przy życiu jedynie poprzez stałe zamknięcie w Wirtualach...
Inni w ramach eksperymentów uczestniczyli w terraformowaniu Marsa, lub
w tworzeniu Bariery, zatem ich ciała przebudowywane były pod kątem potrzeb
i niektórzy z nich przypominali dziś bardziej dawne cyborgi bojowe, 
lub ziemskie stawonogi.
Zresztą możliwe było, że nadal istnieją też cyborgi początków III ery, gdy nie
dysponowaliśmy jeszcze pełnymi technikami regeneracji tkankowej i silnikami
bionicznymi... Dawniej, ciała zastępowano częściami wymiennymi - tak, że w końcu
ludzie przypominali prymitywne roboty. Niektórym udawane, oszukujące innych
„spotkania” nie przeszkadzały, dla mnie nie było to jednak niczym zachęcającym
czy podniecającym. Przypuszczałem, że decydujące znaczenie dla mojej obecnej
reakcji miał fakt, że ta kobieta była żywa, prawdziwa, że obserwowałem jej ciało
takim, jakim jest, jakim narodziła się i rozwinęła wedle aranżowanej puli 
genetycznej. 

Sześćset tysięcy jednostek populacji gatunku, w tym kilka tysięcy starców, zwanych
Hominidami, i inni... Ale nie było podziałów klasowych, konfliktów, wojen...
Nie, nie tylko dlatego, że pokładowe SI potrafiły nas uspokoić nawet wbrew, 
czy poza wolą, chodziło o coś więcej. To SI uniemożliwiła walkę, mogącą
doprowadzić do poważnego uszczerbku na zdrowiu. Pozbawiła nas sensu 
wojen - zatargów terytorialnych, podziałów klasowych, sporów o władzę, 
czy idei bogactwa, gromadzenia dóbr... Za to, pozostawiła nam swobodę 
w budowie Wirtuali, zarówno czystych iluzji, także brutalnych jeśli tego
potrzebowaliśmy, jak i przenoszących naszą jaźń na inne niezbadane planety, 
na których wykryliśmy życie. Szkoda tylko, że dotąd nigdy nie spotkaliśmy 
realnych Obcych. Inteligentnych istot. Raz jedynie odebraliśmy sygnały od takiej 
cywilizacji, nie udało nam się jednak spotkać.
Niestety, teoria „Okna Kontaktu” tak popularna na początku okresu eksploracji 
kosmosu, okazała się słuszna. Rasa ta wymarła miliony lat standardowych
zanim dotarliśmy na ich planetę po dużo wcześniejszym wykryciu 
elektromagnetycznych sygnatur aktywności technicznej. 
Technika przetrwała istoty żywe w formie samoprecyzujacych się super-elektrowni, 
które mimo upływu lat, zasilały ruiny ogromnych miast..., nie poznaliśmy przyczyny wymarcia gatunku rozumnego, nie było śladów.
Przypominali ziemskie meduzy wyposażone w ogromne ośrodki nerwowe..., 
które - ubrane w cybernetyczne pancerze - po eonach życia w oceanach przeniosły 
swe bazy na ląd. Matka wysnuła wniosek, że za zniszczeniem tej cywilizacji stoi 
niedaleki wybuchu supernowej..., ale nie mieliśmy pewności. 

Pomyślałem o wirtualnych grach... Gier było tak wiele, że już dawno porzuciłem
je na rzecz eksploracji odległych planet, na których miejscowe SI stworzyły moje
syntetyczne odpowiedniki. Kiedyś jednak..., cóż, w jednej z gier spotkałem m.in., wirtualnego Smoka, który przyznał mi się, że nie jest formą sterującą wirtualnych 
SI, ale urodził się jako człowiek. Gdy po 300 latach jego cyborgizacja zaszła 
za daleko by mógł się nadal za takiego uważać, został przeniesiony w siatkę 
neuralną wirtualnej postaci z gry...
To chyba najrzadszy przypadek, zresztą, nie zawsze się udawał. W końcu neuralna
świadomość musiała znieść dwa fakty - była tylko kopią umysłu człowieka, oraz,
iż ludzki skądinąd umysł zatopiono w formie od niej odległej..., ba, baśniowej.
Ta wirtualna jaźń też nie była doskonała, nie zdawała sobie sprawy, że jest jedynie
kopią umysłu człowieka, którego ciało dawno przemieniono w substancje organiczne...
Nazywaliśmy takie holo-umysły Dewiantami...

Nanoboty zwróciły moją uwagę cichym popiskiwaniem. 
Do spotkania Przeprosinowego zostało mi zaledwie pięć minut. 
Hologramy przeniosły moje ciało do Wirtuala, a ja znów poczułem się niepewnie, 
bo zareagowałem znacznie mocniej, niż mogłem przypuszczać. 
Z drugiej strony, nie zajmowałem się odruchami / atawizmami już
dobrych pięć lat standardowych, a ponieważ układu rozrodczego nie usuwałem
ze swojego ciała...
Aktywizowałem hologramy i lasery stymulujące wszystkie zmysły. Aktywizowałem
implanty i wyłączyłem fazę przejściową, od razu przechodząc do aktywnej fazy
aktywnej. Nasze jaźnie - wygenerowane cyfrowo - spotkały się na poziomie iluzji
tradycyjnego, starożytnego miasta rzymskiego. Była tam i najwyraźniej zamierzała
odegrać rolę niewolnicy. Poczułem, że unosi mi się tunika… Zażenowany,
podszedłem do niej powoli. Rozebraliśmy się. Dotknąłem jej ciemnej skóry
o odcieniu miedzi. Delikatnie pogładziłem włosy, pocałowaliśmy się 
i przywarliśmy do siebie. 
Emocje wzięły górę.
Po pierwszym, szybkim i gwałtownym zbliżeniu, z przyjemnością 
przypominałem sobie wcześniejsze doświadczenia i powoli przeszliśmy 
do różnorodnych technik Kamasutry, próbując udowodnić sobie jak największą 
erudycję w tym względzie...
Gdy skończyliśmy, leżałem jeszcze przez chwilę obok niej, delikatnie głaszcząc 
jej włosy i plecy, a potem zrobiłem coś, czego się po sobie nie spodziewałem.
Zaproponowałem jej spotkanie w realu.
Najbardziej zdziwiło mnie, że się zgodziła.
Po chwili postanowiliśmy zakończyć spotkanie, wyłączyliśmy się w tym samym
momencie. Gdy tylko powróciłem do stanu świadomego, zostałem wyniesiony
z Wirtuala i nawiązałem bezpośredni kontakt z jednostką kobiecą. 
Dawniej wchodziły by w grę jakieś imiona, może przydomki, ale i ten zwyczaj porzuciliśmy. Nasze implanty pamięci pozwalały zapisać i rozpoznać dane 
charakteryzujące znacznie więcej jednostek ludzkich, niż mieliśmy do wyboru…, 
a poza tym, każdy mógł w ciągu życia znacząco zmienić swoją charakterystykę 
tak realną jak i wirtualną.

Uśmiechnąłem się w duchu, po czym ustaliłem termin fuzji naszych Modułów.
Być może…, być może pozostał jednak jakiś wymierny sens naszej dalszej 
egzystencji, technologia to nie wszystko. Cóż, najbliższe dziesięciolecia pokażą,
czy podjąłem słuszną decyzję. Ciekawe, czy zdecydujemy się na potomstwo, 
czy będziemy ze sobą jedynie do momentu Rozdzielenia - gdy część populacji 
zniknie, inni polecą na Marsa, a nieliczni doświadczą Podłączenia do Matki 
i rozpoczną całkiem nowy rozdział historii...



Paweł Galiński.