środa, 11 października 2023

Lisek chytrusek - level master.

 Dziś opowiadanie / esej / tekst nieco ironiczny, dotyczący realnej sytuacji..., 

pod tytułem: "Lisek chytrusek level master"

(w  pełni po polsku - Lisek chytrusek poziom mistrza).


Tego lata wiele dni spędziłem na spacerach po okolicy, czasem sam, czasem z moją 

mamą, czasem w innym gronie. To akurat wątek poboczny, zatem nie będę go 

rozwijał. W każdym razie, podczas tych licznych wypadów bardzo uważnie 

obserwowałem otaczające krajobrazy miasta, okolic podmiejskich, pobliskich łąk, 

pól uprawnych czy wijącej się szeroką wstęgą Wisły, szczególną uwagę zwracając 

na wszelkie zwierzaki, od najmniejszych po...

Tego dnia wracałem już do domu po długim spacerze. Od dworca kolejowego ulicą 

prostopadłą do ulicy Gdańskiej, gdzie na przeciw jest cmentarz, a po mojej nieużytki 

za ogrodzeniem. Nieużytki porośnięte wysokimi trawami, krzewami i drzewami, 

z zwałem ziemi, betonu i cegieł po rozebranych budynkach. Dookoła poza cmentarzem 

teren ten otaczają ruchliwe ulice, dworzec, parkingi, osiedla i domki jednorodzinne.

Dalej, jeszcze co najmniej kilometr w każdą stronę jest miasto..., kolejne 

osiedla, torowiska, przedsiębiorstwa i inne. 

Można powiedzieć, że to jedna z ostatnich większych, leżących odłogiem działek 

nie w środku, ale jednak blisko centrum miasta. 

Idąc jakby mimochodem oglądałem kszaczory, aż tu nagle coś się poruszyło. 

Trawa wypalona pełnią lata była w odcieniach od lekkiej zieleni przez typowy koloryt 

siana, aż po odcienie rdzawe, także dopiero po chwili zorientowałem się, na co patrzę. 

Lis. Młody lis, siedział sobie może 2 metry od oddzielającego nas płotu i teraz już, też 

z lekkim zdziwieniem, ale bez wyraźnego niepokoju, przyglądał się nam. 

Cóż, sięgnęliśmy po komórki, potem zaczęłiśmy robić zdjęcia. Liskowi nie przypadły 

do gustu nasze ruchy i zainteresowanie, ale nadal z (przynajmniej pozorowanym) 

spokojem przeciągnął się, wstał i poszedł w głębszą trawę. Wchodził w gęstwinę powoli

prawie - jak by nam mówił "no już dość cudaki, spadajcie, nie mam ochoty na sesję 

fotograficzną, pa pa"... I znikł nam z oczu. Poniżej nieco zdjęć, boć może nie najlepszych,

ale...  



O matko z córką, znowu dwunogi... 

Gdzie tu pójść...

Najlepiej przed siebie... 

E, nie chyba jestem za blisko płotu... 

O, i to jest właściwy kierunek... 

I zniknął... 

Moglibyście zapytać, no dobrze, lis jak lis, zatem, czemu "level master"? 

A..., ponieważ ten konkretny lis był jak u siebie, a jednak niemal w środku sporego 

pomorskiego miasta. W dzikości przyrody, a tuż obok ludzi, od których jednak, 

pozostawał całkiem bezpieczny, powiedziałbym po reakcjach, wręcz nami znudzony...

Całkiem wolny, choć niby za płotem, pytanie istotne, czy on czy my jest prawdziwie 

wolny, realnie bezpieczny..., kto tu kogo obserwuje, kto tu się komu na co dzień

 przygląda... i żyje sobie całkiem, jak chce. Ile lisów w okolicy miasta ma tak dobre

 warunki? Tak całkowicie pełne bezpieczeństwo, nawet od myśliwych, bo w na terenie

aglomeracji strzelać nie wolno... 

Lisek chytrusek, albo mały mądrala - spokojnie, bez pośpiechu, bezpiecznie, bez płacenia

podatków, czynszu czy wynajmu działki, mieszka sobie niemal w sercu miasta... 

Mistrz. 


Koniec. 


A jutro, albo w najbliższych dniach, opowieść o kocie i myszy, potem o innym kocie, potem 

o okolicznych bezkręgowcach, potem o gołębiach i sowie i..., inne..., a nawet kolejne dyktanda 

i "horror w stawie" w relacji kilku postaci, w tym m.in., ropuchy, zimorodka i zaskrońca... 

Zapraszam!