Przyszłość III – Przebudzenie...
Trzeci z czterech epizodów..., wczoraj
opublikowałem 1 cz.
Wstrząs, wielością zakłóceń rozchodzący się po osłonach ekranujących
Matkę, dla mnie był jedynie zapisem, odtworzonym tuż po
dawkach
hormonów i enzymów - poprzez które Matka przebudziła umysły wszystkich
Podłączonych...
Przebudzenie jak zawsze przyniosło ból z
jakim żywa tkanka reagowała
na gwałtowne przejście ze stanu zawieszenia w stan pełnej świadomości.
Sprawdzenie systemów, powodu zakłócenia i
stopnia zagrożenia, zajęło
Matce ledwie 3 milionowe sekundy, lecz mój umysł
potrzebował całe 20
sekund by w pełni zorientować się w sytuacji.
Włączyłem sensory i kamery, które od dawna
zastępowały mi prymitywne,
organiczne - atawistyczne zmysły. W przestrzeni wokół Matki
dochodziło
do kolejnych, licznych detonacji, stopniowo osłabiających standardowe
osłony siłowe pancerza.
Badanie długoogniskowych i radarowych namiarów
taktycznych
natychmiast wyeliminowało przyczynę naturalną - jak wejście
w ogon
komety, czy spotkanie z rojem meteorów. Takie zdarzenia miały już
miejsce
w przeszłości - bowiem Matka była często zbyt zajęta swoimi badaniami
i
kontrolą kierunku lotu, by przejmować się tego typu - jedynie pozornymi
niebezpieczeństwami. Niemniej tym razem mieliśmy do czynienia z inną
sytuacją. Oto ledwie przed sekundą na osłonach Matki zdetonował pierwszy
pocisk nuklearny!
A zatem to Obcy. Obca nam cywilizacja.
Struktura i parametry rozbłysków wskazywały na
prostą broń atomową,
o stosunkowo niewielkiej mocy. Jednak nadlatywało tych pocisków wiele,
zbyt
wiele by je ignorować - jeszcze pół godziny i mogą spowodować
przepalenie przynajmniej części z najstarszych generatorów osłon...
Na szczęście ciągłe
zmiany i samo-unowocześnienia Matki dały nam wyjątkowo
skuteczne narzędzia do
obrony. Zadziwiało mnie, jak pod-SI Matki - zawsze
dbają też o unowocześnienie
naszego interfejsu i zapewnienie kolejnych,
technologicznych niespodzianek,
usprawniających i tak niesamowity
zakres percepcji i reakcji... Teraz po prostu
włączyłem się w sieć interfejsu,
przenikając przez setki obrazów pokazujących
pełny, sferyczny obraz sytuacji.
Połączyłem się też z pozostałymi
Podłączonymi (w liczbie 1200).
Choć byliśmy zredukowani do cybernetycznie
odżywianych mózgów
i rdzeni - dzięki naszej wyobraźni i kreatywności nadal bywaliśmy pomocni
w sytuacjach wyjątkowych. Myślę zresztą, że
tylko z tego powodu Matka
obdarza nas niemal nieśmiertelnym, a zarazem ciekawym
życiem...
Wszyscy Podłączeni
mieli podobne zdanie, zatem rozpoczęliśmy natychmiast
przegląd najbliższej
przestrzeni wokół Matki, oraz kalibrację systemu
obronnego... Matka mogła
wprawdzie odlecieć, jednak najwyraźniej
wolała zbadać fenomen spotkania,
najwyraźniej innego, rozumnego gatunku.
Jeden z sensorów dalekiego zasięgu odkrył w
końcu pierwsze źródło ataku.
Ostrzeliwała Matkę niewielka jednostka o
charakterystyce tonażu podobnej
do dawnych, ludzkich niszczycieli. Bojowy okręt
nieznanego wroga wypluwał
z siebie właśnie kolejną rakietę. Ślad
termiczny i prędkość pocisku potwierdzały
poziom technologiczny / podobny cywilizacji
ludzkiej z wieku XXII, zatem dość
prymitywny... Przekazał tę informację i natychmiast
zaczęli przeszukiwać
przestrzeń z pomocą sensorów dalszego zasięgu - by w ciągu
minuty czasu
standardowego odnaleźć 100% jednostek Obcych.
Zarazem
odkryliśmy też prawdopodobny powód ataku - Stację Kosmiczną
ulokowaną dokładnie
na trasie przelotu Matki, a zarazem zadziwiająco daleko
od orbit planet układu
binarnego, w pobliżu którego właśnie przemieszczało
się jej syntetyczne ciało...
Obecnie Matka była ogromna, rozrost był przejmujący
nawet dla nas, gdy
uświadomiliśmy sobie, iż ponad 100-krotnie przekroczyła
już wielkość
pierwotną - nieco tylko większą niż rozmiary naszej pradawnej Ziemi.
Matka poruszała się wykorzystując
stabilizowany i kontrolowany przebieg
reakcji nuklearnych w plazmie - będącej kiedyś jądrem
Ziemi...
Napęd plazmowo - grawitacyjny oparty był na urządzeniach, dla jakich ludzki
umysł nie znajdował właściwej nazwy, zresztą, żaden z Podłączonych
nie zabiegał o
poznanie tej technologii, w 100% wytworu myśli technicznej SI
- którą od tak dawna nazywaliśmy Matką.... Grunt, że napęd ów zapewniał
stabilny, teoretycznie niemal nieskończony lot z dowolną prędkością, a
choćby
i bliską prędkości światła...
Obecnie, na szczęście dla obcych, Matka
przemieszczała się trybem badawczym,
sięgającym ledwie około 0,05% prędkości
światła. Z rejestratorów natychmiast
poznaliśmy przyczynę tego stanu - pragnienia
przeanalizowania danych płynących
z sygnatur energetycznych na powierzchni czterech z sześciu planet układu
binarnego - któremu przyporządkowała numer
statystyczny 1433.
Zatem Matka, jak zwykle, obudziła nas dopiero gdy
istnienie życia stało
się oczywiste..., choć pierwszy raz, w taki
sposób.
Krótkie sprawdzenie obwodów pozwoliło na
stwierdzenie szokującej prawdy.
Tym razem przespaliśmy blisko 3 tysiące lat
standardowych...
Wdzięczni byliśmy Matce za opiekę i sny, które pozwoliły naszym mózgom
przetrwać tak długo, nie mieliśmy pretensji jeśli nie byliśmy niepotrzebnie
budzeni.
Czwarty - dziesiąty z Podłączonych zajęli się
pociskami obcych - po prostu
uruchomili obronę standardową - 2,5 tysiąca wiązek
laserów wysokiej mocy,
w pionowej i poziomej osi ciała Matki... Udało się i
ostrzał chwilowo przestał
być groźny, a Matka po wskazaniu powodu ataku wyhamowując zmieniła
kierunek lotu i omijając Stację Kosmiczną Obcych zaczęła zbliżać się
do pierwszej, zarazem największej z
zamieszkałych planet.
Struktura reakcji atakujących zmieniła się diametralnie, a my z
przerażeniem uświadomiliśmy sobie, gdzie popełniliśmy błąd. Po szybkiej re-konfiguracji
komunikatu dla Matki, przekazaliśmy jej konieczność nawiązania
Kontaktu,
bo sygnatury napędów podpowiedziały nam, iż obcy gotowi są
przypuścić ataki
samobójcze - mało groźne dla nowych systemów
obronnych okrętu, ale PO
takiej akcji trudno byłoby oczekiwać nawiązania skutecznego kontaktu...
Przekazaliśmy zatem Matce konieczność jednoczesnego włączenia wszystkich
systemów
obronnych - w tym tarcz powstrzymujących - i próby nawiązania
kontaktu na wszelkie znane nam sposoby.
Ogromny
statek obcych wszedł w zasięg receptorów biocybernetycznych
patroli
około-systemowych
w czasie standardowym A / 25 godzin 11 minut czasu
planety
Greeentex.
Natychmiast powiadomiono o tym Stację Patrolującą,
umieszczoną
właśnie w tym celu w przestrzeni pomiędzy gwiazdami
systemowymi - w miejscu na tyle odległym od planet, by dać im jak najwięcej
czasu
na ewentualną reakcję. Ta niewątpliwie słuszna idea niegdyś
pozwoliła
uniknąć
ataku rasy
Jardian,
wytępić ich i zająć ich planety, a potem osłoniła
kilkakroć
cały układ binarny przed rojami meteorów i asteroidami, grożącymi
zniszczeniem
życia na niektórych z zamieszkałych planet. Obecnie ponownie
system
wczesnego ostrzegania kosmicznego - wykazał swoją przydatność,
choć
mogło by się to nie udać - gdyby nie sensory dalekiego zasięgu
sond,
wysyłanych
od lat w dalsze rejony przestrzeni międzygwiezdnej.
Dzięki
temu zauważono nagłe pojawienie się ogromnego obiektu kosmicznego,
zapewne
wywołane gwałtownym hamowaniem, jakie zakłóciło fluktuacje
ciemnej
materii w danym rejonie przestrzeni. Niemal natychmiast
stało
się jasne,
że
jest to obiekt sztuczny, obcego pochodzenia. Mimo wielkiej wydajności
obu
systemów Układu,
technologia nie była jeszcze
tak
zaawansowana,
by
choć pomyśleć o stworzeniu konkurujących wielkością kosmolotów.
Nawet
stacja kosmiczna wczesnego ostrzegania, była dwakroć
mniejsza
od
systemowych księżyców… Niemniej dzięki utrzymywaniu silnej
obrony
około
układowej i stałej Floty bojowej, istniała nadzieja na
powstrzymanie
ewentualnego
ataku obcych. Tak przynajmniej myślano,
gdy odkryto,
że
Stacja kosmiczna i Obiekt
są na torze
kolizyjnym,
a obcy skanują
sygnatury
energetyczne zamieszkałych planet Układu.
Natychmiast ogłoszono
alarm
bojowy i mobilizację Floty. Na szczęście
owalny kosmolot zwolnił
na
tyle, że istniała
nadzieja bezpośredniego i zarazem rozproszonego ataku
na
osłony okrętu. Dowództwo badając sygnatury osłon obcych doszło
do
wniosku, że dadzą radę je uszkodzić, przypuściliby wówczas
abordaż
i
zabijając obcych zdołali by być może przebadać
ich technikę. Ba, możliwe,
przy okazji zdobywając nieprzecenianą
jednostkę do kolejnych inwazji...
Niestety, tuż po trzeciej salwie,
sygnatury energetyczne i pola siłowego
i samego okrętu Obcych zwiększyły
się 10-krotonie,
co świadczyło
o błędnej ocenie zaawansowania technologicznego
obcych.
Pozostawał plan B - zniechęcenie Obcych do dalszego pobytu
w Układzie.
Na
spotkanie obiektu wysłano więc w pełni uzbrojone statki
Pierwszej
Floty, w
liczbie 19 niszczycieli i 6 ciężkich krążowników.
Uzbrojenie taktyczne
powinno bez problemu przeciążyć najlepsze
nawet osłony elektromagnetyczne.
Wielka szkoda, że nie dokończono broni opartej na nowej technologii,
bo można by było zniszczyć okręt,
od razu destabilizując
wszelką
aktywność
elektromagnetyczną w jego wnętrzu. Niestety, w tej chwili
możliwe było
jedynie śledzenie i analizowanie możliwości zewnętrznych
sygnatur
mocy, jakie
objawiał okręt obcych.
Nie można było jednakże sprawdzić
w jaki sposób się
przemieszcza,
założono
więc, że jak i u Jardian, może chodzić o jakiś, acz
bardziej
zaawansowany - system napędu grawitacyjnego…
Pierwsza
Flota dotarła tymczasem
na miejsce
i zaczęła
okrążać
powolny w tej
chwili okręt obcych. Najwyraźniej
nie wykryli
dotąd
zamaskowanych 4 niszczycieli
rakietowych obrony
Stacji, zatem
istniała
nadzieja, że
atak przebiegnie
szybko i bez strat własnych.
Ostrzał rozpoczęto
jednocześnie, bazując
na wyzerowanych
i dokładnie
ustawionych zegarach pokładowych.
Niszczyciele
o tonażu 4000
ton, uzbrojone w 12 wyrzutni dziobowych mogły
przenosić
na pokładach ilość rakiet dalekiego zasięgu, pozwalającą na
oddanie 24
pełnych salw. Dawało to niemożebną do zignorowania siłę ognia.
Nigdy
dotąd nie koncentrowano takiej
siły ognia na jednym obiekcie, acz
też
nigdy
dotąd nie potkali się z tak dużym okrętem...
Ne cieszyli się długo - nagłość
kontrataku zupełnie ich zaskoczyła.
Oto ujawniły się potężne działa laserowe,
gęsto rozmieszczone wzdłuż
pionowej i poziomej osi obcego okrętu, jedną salwą
niszczące wszystkie
wystrzelone dotąd pociski...
W
tej sytuacji dalszy ostrzał
rakietowy stracił sens...
Tak ogromny okręt musiał dysponować
równie
potężnym źródłem
energii..., salwa laserowa w
ogóle go nie spowolniła, ba,
zaczął zmieniać kierunek lotu,
zbliżając się ku
planecie Grroty!
Następnie
statek
zwolnił, ponownie zmieniając kurs, by
nie zderzyć się
z planetą...
i niemal zastopował. Taka
nonszalancja była niezrozumiała,
zakrawała na głupotę, bądź pewność,
że obrońcy planet nie mogą
uczynić
wrogowi żadnej krzywdy. Założono, że jedyną alternatywą dającą, i tak
niewielkie
szanse, jest atak samobójczy niszczycieli Pierwszej Floty.
Nie
zdołano jednak przeprowadzić ataku, bowiem powstrzymał ich rozkaz
dowódcy
połączonych Flot, Gra-ker-kela. To, co ujrzano, ponownie skanując
obcy
okręt, wzbudziło w nas przerażenie... Nagły,
niesamowity ponad
100
krotny wzrost
aktywności
energetycznej wokół kosmolotu obcych,
okazał
jawnie, co powodowało że nie podjęli żadnej próby ucieczki czy
realnego kontrataku.
Okręt obcych
włączył nowe osłony energetyczne,
już pobieżna analiza
wskazała, że cała flota detonując samobójczo,
nie zdołała by
ich przebić...
Tym razem
chodziło o generatory typowe
dla napędów grawitacyjnych, a
pole osłonowe
po kilku sekundach
nabrało
cech horyzontu zdarzeń! Nie
przewidywano nawet możliwości
istnienia tego
typu technologii, wątpliwe stało
się, byśmy
zdołali zrobić cokolwiek...
Marazm nie leżał jednak w naszej naturze, a
kapitulacja
nie wchodziła w grę.
Ogrom
statku obcych, większego
dwakroć od największej
planety obu Układów,
jego
sygnatury... Zdumienie wzrosło, gdy sensory
odnotowały
emisję radiową
i
laserową -
wyraźnie dzielone - w formie języka binarnego. Zachowano
jednak
ciszę.
Nie
wyobrażaliśmy sobie negocjacji pokojowych po
tym, gdy sami
zdecydowaliśmy
rozpocząć ostrzał obcego okrętu. Z drugiej strony nasz
atak
przekreśliłby
rozmowę o czymkolwiek. Dowództwo
dyskutowało, jednak w
końcu zwyciężyła
myśl - życie
i
śmierć
były naszą podstawową formą egzystencji,
nie
było dla nas drogi pośredniej, woleliśmy zginąć niż oddać się
w niewolę
lub
zaryzykować gorszy los ze strony nieprzewidywalnych, nieznanych
obcych.
Wydano
stosowane rozkazy obronie planetarnej. Stacje kosmiczne i silosy
rakietowe
zostały uaktywnione, kosmolot obcych namierzano aktualnie.
Statek
obcych cały czas skanował wszystkie cztery planety, od niejakiego
czasu
skupiając się szczególnie na śladach wojny nuklearnej i
pozostałościach
miast
Jardian. Nie zwracając
na to uwagi, przygotowaliśmy się do największego
ataku
kosmicznego jaki był dotąd
losem naszej
rasy. Na
czterech zasiedlonych
planetach,
ich księżycach,
na Stacjach
i okrętach Floty Bojowej skoncentrowano
około
2 milionów wyrzutni rakiet. Takiego ataku nic nie powinno
przetrwać,
nawet
osłony
grawitacyjne musiały
ulec
przeciążeniu, jeśli nie zewnętrznego
horyzontu
zdarzeń, to wewnętrznej równowagi energetycznej, to mogło,
choć
nie musiało doprowadzić nawet
- do implozji
całego okrętu!
Owszem,
stracilibyśmy wówczas przynajmniej pierwszą z planet układu,
lecz
innego wyjścia nie dostrzegaliśmy. Wyrzutnie zostały aktywowane...
Sensory dalekiego zasięgu nagle i bez
ostrzeżenia, zamiast odpowiedzi
na różne sposoby próby porozumienia, powiadomiły nas o
nasileniu
sygnatur energetycznych typu militarnego i to wszędzie - w
całej
przestrzeni układu...
Ilość możliwych źródeł ostrzału bronią
nuklearną skłoniła do wniosku,
by Matka uaktywniła obronę antyrakietową, oraz
kontrbroń energetyczną
i kinetyczną. Wydało nam się, że obcy nie chcą
kontaktu i nie chcą
też wypuścić Matki z okolicy zamieszkałych planet.
Irracjonalna dla Matki
reakcja obcych - nam wydała się dość oczywista - zdjęcia
wykonane przez
kamery dalekiego zasięgu wskazywały na swoisty wygląd floty
bojowej,
a obrazy z planety przekonały nas, iż mieszkańcy pochodzą od form
drapieżnych, zatem zapewne znacznie bardziej agresywnych i zaborczych,
niż
dawna cywilizacja ludzi...
Bez odpowiedniej pustki przestrzeni, Matka nie
mogła uaktywnić pełnej
mocy napędu i oddalić się z miejsca zagrożenia,
ponieważ zakłócenia
czasoprzestrzeni mogłyby unicestwić stabilność grawitacyjną
całego
układu binarnego, w tym także i naszą... Poza tym, manewry
przyśpieszeniowe wymagałyby czasowego wyłączenia nowych
generatorów osłon
grawitacyjnych.
Nie można też było przewidzieć, jakie skutki
miałby ostrzał nuklearny tak
wielkiej ilości pocisków detonujących na
standardowych osłonach Matki.
W najgorszym razie mogło dojść do przeciążenia
wewnętrznej struktury napędu,
albo nawet zdestabilizować kulę plazmy - dająca nam energię potrzebną
do przemieszczania się w przestrzeni kosmicznej.
Z drugiej strony - nie byliśmy czarną dziurą, a obrona w postaci siły analogicznej
do horyzontu zdarzeń, choć skuteczny, był tylko pozorną formą osłony
o ograniczonej
mocy i nie można było ‘wyłączyć’ jego automatycznej funkcji
wchłaniania energii
detonujących pocisków.
Pozostawało nadal próbować nawiązać kontakt,
a w razie ataku, niestety,
odpowiedzieć z pełną mocą, by rozładować
energię gromadzoną
w obronnej warstwie "horyzontu zdarzeń". Po namyśle za cel kontrataku
obraliśmy
Stacje orbitalne i okręty flot bojowych.
Według badań - skanujących powierzchnię - ta rasa
miała już na koncie
eksterminację innej, inteligentnej kultury - na co wyraźnie
wskazywały ślady
na powierzchni dwóch planet układu. Zatem obrona musiała
równać
się atakowi - a wówczas albo Matka zwycięży, albo nasza podróż w
przestrzeni
zakończy się w tym układzie..., a raczej, w miejscu, gdzie teraz jest, bo
eksplozja
tak wielkiej jednostki, musiała by zdestabilizować tutejsze gwiazdy, a o tym co
stałoby się z powierzchniami planet, nawet nie ma sensu wspominać.
Matka będzie próbowała
uratować siebie, ale i tamtych - bowiem eksterminacja
obcego gatunku istot rozumnych - nie
leżała w jej interesie.
Nawet pokonani - nie będą więc wyniszczeni do
imentu, a jednie - czasowo
obezwładnieni. Matka uaktywniła systemy bojowe,
my także dostaliśmy swój
udział, sprzęgając z naszymi receptorami wiązki
dział laserowych, właśnie
aktywowanych wyrzutni dział kinetycznych i
wyrzutni rakiet z antymaterią...
Obcy nie mogli niestety wiedzieć czym
dysponujemy, choć być może,
gdyby wiedzieli, pozwolili by nam odlecieć…
Obcy
nie zaprzestali prób nawiązania kontaktu, acz też wciąż rosły
sygnatury aktywności
bojowej na powierzchni okrętu.
Ale teraz nie miało to już znaczenia,
bo musieli odkryć sygnatury
naszego uzbrojenia, a to mogło znaczyć
tylko jedno - wiedzieli - że
popełnili błąd. My jednak nie negocjowaliśmy
pokoju po wypowiedzeniu
wojny, byłoby to poniżej naszej
godności. Nie można pozwolić wycofać
się obcym, więc jedyną możliwością
- jakie dopuściła Rada Planet i
Dowództwo - był zmasowany atak.
Przed natychmiastową realizacją
tego zadania powstrzymał nas
kolejny wzrost i zmiana jednocześnie,
jakim uległy sygnatury energetyczne
obcego Kosmolotu…
Wyglądało na to, że jednak może się
obronić. Nie było na co czekać,
zatem rozkazano atakować!
Miliony
rakiet taktycznych pomknęły ku okrętowi obcych...
2. 223.123 lecących ku Matce rakiet z głowicami
taktycznymi robiło
wrażenie, ale świadomość, że nawet połowa może być
zneutralizowana
przez pole siłowe dawała nam duży zapas błędu. Działaliśmy
spokojnie,
namierzając i niszcząc kolejne rakiety z pomocą laserów.
Wiązki
energetyczne uderzały tnąc i dziurawiąc, systematycznie zmniejszając
liczbę
wciąż docierających rakiet, lecz nawet sprzężone umysły Podłączonych
i
2.5 tysiąca dział laserowych, nie mogły wyeliminować wszystkich rakiet
wroga.
Osłony wchłaniały zatem uderzenie za uderzeniem...
Wkrótce "horyzont
zdarzeń" wypełnił się energią „po brzegi”...
Matka zdecydowała zatem, by
uaktywnić funkcję dział kinetycznych
i dziobowe, nigdy dotąd nie używane, eksperymentalne mega-działo
grawitacyjne...
Pierwszym celem działa stały się systemowe
księżyce i Stacje Kosmiczne
orbitujące w przestrzeni Układu... Wedle
obliczeń obiekty te były
odpowiedzialne za 64,8 procenta siły ostrzału Obcych, a zarazem
wykazywały się niewielkimi sygnaturami żywych organizmów.
Działo grawitacyjne wypaliło
i jeden z bliskich księżyców eksplodował,
niszcząc mimochodem także 4
ciężkie krążowniki i kilkanaście
mniejszych jednostek wrogich Obcych... Wciąż także niszczyliśmy
laserami rakiety obcych, a działo grawitacyjne dokonywało
destrukcji
kolejnych celów.
Jednak oczywiste było, że to nie wystarczy.
Jeszcze trzy strzały i nie będzie już poza-planetarnych celów w tym Układzie,
a
choć ich zniszczenie zmniejszyło ostrzał Matki, kumulacja energii z
uderzeń
pocisków taktycznych wciąż zagrażała stabilności okrętu...
Uruchomiliśmy zatem działa kinetyczne oraz pociski z głowicami z antymaterią,
by razić
skupiska wyrzutni na najbliższych planetach wroga, oraz co większe
jednostki bojowe w przestrzeni układowej.
Zmiana zaszła już po drugiej salwie,
zmniejszając ostrzał z dwóch najbliższych
planet niemal o 50%. Kolejne salwy
pozwoliły zmniejszyć ostrzał na
tyle, by działa laserowe mogły niszczyć 99,3 % wrogich rakiet...
Teoretycznie mogliśmy w tym momencie odlecieć, lecz resztka floty wroga
skutecznie nam to uniemożliwiła, zbliżając się do Matki z
ewidentnym zamiarem
samobójczych ataków... Wymusiło to skierowanie
działa grawitacyjnego ku
okrętom wroga, a także dział kinetycznych i
całej, sprzężonej siły dział
laserowych. Takiej sile ognia nic nie mogło się
oprzeć...
Tylko jeden okręt, niewielki ścigacz, przedarł
się przez obronę i detonował
na osłonach grawitacyjnych...
Potem atak Obcych ustał.
Pole bitwy wyglądało koszmarnie..., w
przestrzeni około-planetarnej
nie było już żadnej całej jednostki bojowej wroga, ani
stacji orbitalnych...,
na powierzchni planet szalały pożary, miejsca po
uderzeniach dział
kinetycznych i głowic z antymaterią wyglądały
gorzej, niż kratery jakie
wybiłyby niewielkie komety... Straty musiały być
ogromne... A jednak,
gdybyśmy pozostali w Układzie, nie był by to
koniec bitwy...
Sensory dalekiego zasięgu odkryły bowiem nową
flotę bojową, niemal tak
samo liczną jak zniszczona, podążającą ku nam
na pełnym ciągu z planet
przeciwległej części układu binarnego... Nie mieliśmy
zamiaru z nimi walczyć,
bo mimo dużych szans na wyjście z potyczki cało,
zadaliśmy już tej cywilizacji
takie straty, po których wiele dekad zajmie im odbudowa zasobów i odrodzenie
populacji planet...
Matka wygasiła osłony grawitacyjne, działo
dziobowe i większość uzbrojenia,
przerzucając moc do napędu, wycofując się na
razie z prędkością około 0,07 %
prędkości światła, by po wyjściu z
bezpośredniej bliskości układu przyspieszyć
do prędkości równej flocie obcych (5 %
prędkości światła).
Atak
okazał się niewystarczający,
wrogi okręt jest
zbyt trudnym
przeciwnikiem. Dowódca
połączonych Flot Układu wydał rozkaz
o przesłaniu wsparcia niszczonym
planetom, lecz mógł on nadejść
zbyt późno...
Zaskoczyło
wszystkich, gdy Obcy miast zniszczyć od końca życie
na planetach, wyłączył
osłony bojowe i większą część uzbrojenia,
próbując wycofać
się z Układu!
Przegraliśmy,
zrozumieliśmy to w momencie, gdy obcy przyspieszali...
Matka oddalała się z układu binarnego z
niemożliwą dla wrogich jednostek
prędkością 7% prędkości światła..., po czym
po 10 milionach kilometrów
przyspieszyła do 15%. Ze smutkiem patrzyliśmy na
widoczne nadal obrazy
dokonanych przez nas zniszczeń. Wiedzieliśmy, że
Matka rozważała
zniszczenie całej cywilizacji, ale ostatecznie
postanowiła nie tracić
potrzebnej na to energii...
Wkrótce znaleźliśmy się w bezpiecznej
odległości i wszelkie systemy obronne
zostały wyłączone. Matka obrała nowy cel badań
i wciąż przyspieszała,
by po trzech godzinach standardowych ustabilizować
prędkość w granicach
70% prędkości światła...
A my, wiedząc, że lot potrwa kilkaset lat,
pozwoliliśmy pod-SI wyciszyć nasze
umysły... Tak oto, po ledwie 26 godzinach
standardowych bardzo aktywnej
świadomości, znów zapadliśmy w stan snu, marząc o kolejnym Przebudzeniu,
choć, być może, oby, w
bardziej..., komfortowych warunkach.
Paweł Galiński...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz